Publikacje



 
27/07/2002

Chore hormony. Kuracja estrogenowa – odmładza czy niszczy?

_NOT_EXISTS
Drukuj
Wyślij na adres e-mail
A A A


Nr 30/2002

Od ponad pół wieku wiele kobiet po menopauzie stosuje zastępcze kuracje hormonalne w przekonaniu, że przedłużą im młodość. W ostatnich dniach ukazały się w naukowych czasopismach publikacje świadczące, że taka kuracja może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Początki doświadczeń z kuracjami hormonalnymi sięgają końca XIX w., kiedy to 72-letni lekarz Charles Brown-Sequard wstrzyknął sobie wyciągi z psich jąder i doniósł Francuskiej Akademii Nauk, że dodało mu to wigoru. Wkrótce potem lekarze zaczęli zalecać podobne kuracje starzejącym się mężczyznom, lecz praktyki te szybko zarzucono wskutek poważnych komplikacji u pacjentów. Wielkie zasługi w wyizolowaniu i badaniu hormonów płciowych poczynił w latach 30. ubiegłego wieku niemiecki biochemik Adolf Butenandt, który szczególnie interesował się ich rakotwórczym działaniem i za swe odkrycia otrzymał w 1939 r. Nagrodę Nobla. Później Butenandt oskarżany był o udział w doświadczeniach prowadzonych przez Josefa Mengele na więźniach w Oświęcimiu. Są dane sugerujące, że właśnie tam przeprowadzono pierwsze „kuracje” hormonalne na kobietach i potwierdzono ich rakotwórcze działanie. W 1942 r. firma Ayerst Laboratories wprowadziła na rynek w USA i Kanadzie estrogenowy preparat Premarin do leczenia menopauzy.

Jak rośnie ryzyko
Podczas badań wykonanych przez Narodowe Instytuty Zdrowia wobec 8506 amerykańskich kobiet stosowano hormonalną terapię zastępczą (HTZ), a 8102 podawano placebo. Oto jak kształtuje się ryzyko zachorowań wyrażone w liczbach bezwzględnych w przeliczeniu na 10 tys. kobiet rocznie:
Źródło: "Time"

HTZ Placebo Różnica
Rak piersi 38 30 + 26 proc.
Choroby serca 37 30 + 23 proc.
Udary mózgu 29 21 + 38 proc.
Zakrzepy żylne 26 13 + 100 proc.
Złamanie szyjki kości udowej 10 15 - 33 proc.
Rak jelita grubego 10 16 - 37 proc.



Dewastacja estrogenowa

Żeńskie hormony płciowe, estrogeny i progesteron (obecne w mniejszych ilościach również w organizmach męskich) u kobiet produkowane są głównie przez jajniki i podczas ciąży przez łożysko, a także przez nadnercza, wątrobę i tkankę tłuszczową. Estrogeny odpowiedzialne są za wytworzenie wtórnych żeńskich cech płciowych i za funkcje rozrodcze, dlatego ich poziom we krwi kobiet jest wysoki w okresie reprodukcyjnym, a niski przed pokwitaniem i po menopauzie. W okresie menopauzy ustaje jajeczkowanie i produkcja estrogenów oraz progesteronu spada poniżej poziomu niezbędnego dla rozmnażania.

Kuracja estrogenowa stała się popularna na Zachodzie po opublikowaniu w 1966 r. przez amerykańskiego ginekologa Roberta Wilsona książki „Feminine Forever”, przedstawiającego menopauzę jako „dewastującą chorobę deficytu estrogenów”, którą trzeba leczyć hormonami. Miało to zapewnić kobietom „wieczną młodość i kobiecość”. Publikacja ta była sponsorowana przez firmę Ayerst, producenta Premarinu, która utworzyła też Fundację Wilsona mającą na celu promowanie hormonów.

W USA i innych krajach zachodnich idea aplikowania hormonów zdrowym kobietom szybko rozpowszechniła się wśród lekarzy, zwłaszcza ginekologów. Wielu naukowcom i lekarzom, którzy badali efekty hormonów, poprawianie naturalnej fizjologii wydawało się jednak absurdalne i niebezpieczne, zwłaszcza że nie było danych dotyczących długotrwałych skutków tych kuracji, a rakotwórcze efekty estrogenów znane były od dawna. W rezultacie kampanii reklamowej w latach siedemdziesiątych w USA ok. 35 proc. kobiet między 45 i 64 rokiem życia brało estrogeny, mimo że w tym czasie coraz częściej pojawiały się raporty łączące je z nowotworami macicy i piersi. Wówczas do estrogenów zaczęto dodawać syntetyczny progesteron, który miał zmniejszać ryzyko nowotworów macicy. Kombinację tę nazwano hormonalną terapią zastępczą (HTZ lub z ang. HRT – hormone replacement therapy).

Początkowo rynek zdominowany był przez Premarin, będący mieszanką estrogenów uzyskiwanych z moczu ciężarnych klaczy. Później wiele firm farmaceutycznych rzuciło się na produkcję hormonów, widząc w nich żyłę złota. Bo i trudno o bardziej intratny biznes niż wmówienie milionom zdrowych kobiet, że średnie lata ich życia to choroba, którą koniecznie trzeba leczyć. W krajach zachodnich wskutek wzrostu uświadomienia kobiet o szkodliwości hormonów ich użycie stale jednak spadało i w latach osiemdziesiątych w USA stosowało je już tylko ok. 15 proc. kobiet. Wówczas kuracje te zaczęto intensywnie promować w krajach Europy Środkowo-Wschodniej i Azji, gdzie do niedawna były one mało znane, a stan wiedzy zdrowotnej społeczeństwa jest niski.

Od hormonów do nowotworów

W USA i w Europie Zachodniej rak piersi jest pierwszą przyczyną zgonów kobiet przed 60 rokiem życia i lęk przed nim był głównym powodem, dla którego kobiety odmawiały brania hormonów, zwłaszcza gdy pamiętały swe matki i ciotki przedwcześnie zmarłe po takich kuracjach. Od 1960 r. ukazało się kilkanaście tysięcy publikacji naukowych na temat rakotwórczego działania estrogenów, lecz firmy farmaceutyczne i promujący hormony lekarze notorycznie bagatelizowali te fakty, przedstawiając je jako nieudokumentowane podejrzenia. Dopiero seria opublikowanych ostatnio wyników dużych badań klinicznych, przeprowadzonych z inicjatywy kobiet naukowców za publiczne fundusze, spowodowała, że informacje o niekorzystnych skutkach terapii hormonalnych zyskały rozgłos.

Badacze z Narodowego Instytutu Raka w USA przez 15 lat obserwowali ponad 46 tys. kobiet po menopauzie i analizowali ich zapadalność na nowotwory. Okazało się, że u kobiet biorących HTZ ryzyko raka piersi wzrosło o 80 proc. po 10 latach stosowania takiej terapii. Inne obserwacje dziesiątków tysięcy amerykańskich i europejskich kobiet pokazały, że HTZ zwiększa ryzyko raka piersi o 25–45 proc. po 5 latach stosowania i o 50–140 proc. po 10 latach. Dane te zgodne są z wynikami badań przedklinicznych dokumentujących rakotwórcze działanie estrogenów i z faktem, że nowotwory piersi leczy się antyestrogenami. Badania ujawniły też, że im dłużej kobieta wystawiona jest na działanie jej własnych estrogenów, tym większe jest ryzyko raka piersi. Analogicznie u mężczyzn – testosteron sprzyja rakowi prostaty.

Zachętą do stosowania hormonów była też opinia, że chronią one przed chorobą Alzheimera. Wnioski te formułowano na podstawie badań obserwacyjnych, lecz wyniki dwóch badań kontrolowanych obaliły ten mit. Badania opublikowane w 2000 r. i później pokazały, że estrogeny podawane kobietom we wczesnej fazie choroby Alzheimera nie spowalniały jej postępu, a w niektórych przypadkach nawet pogorszyły stan choroby.

Argumentem sprzyjającym promowaniu hormonów była wiara, że chronią one przed chorobami serca. Argumentowano, że jeśli nawet hormony działają rakotwórczo, to ich stosowanie jest uzasadnione, bo więcej kobiet chronią przed zawałem serca, który jest częstszym od nowotworów powodem zgonów. Ale to też okazało się pobożnym życzeniem, bo kontrolowane badania ujawniły, że nie zmniejszają one, lecz przeciwnie – zwiększają ryzyko chorób krążenia. Uczeni z Uniwersytetu Kalifornii przebadali efekty HTZ na ponad 2700 kobiet z chorobami naczyniowymi i donieśli w 1998 i w 2002 r., że kuracja hormonalna znacznie zwiększała częstość zatorów żylnych i zawałów serca oraz zapadalność na choroby woreczka żółciowego.

Koniec mitów

Pod koniec lat 90. w ramach Women’s Health Initiative National Institutes of Health (NIH) w USA rozpoczęły największe na świecie kontrolowane badanie kliniczne, które miało dać odpowiedź na pytanie: jakie są korzyści i szkody kuracji hormonalnej? W badaniu tym, przeprowadzonym w 40 ośrodkach klinicznych, wzięło udział 16 608 zdrowych kobiet w wieku 50–79 lat, którym podawano HTZ (Premarin + Medroxyprogesterone) lub placebo (neutralna pigułka cukrowa). Miało ono trwać do 2005 r., lecz niezależna grupa monitorująca przerwała je w kwietniu br. (średnio po 5,2 latach kuracji), kiedy liczba inwazyjnych nowotworów piersi powodowanych przez HTZ przekroczyła z góry przyjętą dopuszczalną granicę, a globalny wskaźnik statystyczny pokazał, że szkody tej kuracji są znacznie większe niż korzyści.

Wyniki badania opublikowane w „The Journal of the American Medical Association” w numerze z 17 lipca br. potwierdziły złe oczekiwania. W czasie eksperymentu wśród kobiet biorących HTZ było więcej: chorób serca i zawałów, udarów mózgu, zatorów żylnych w kończynach i w płucach oraz inwazyjnych raków piersi. Gwoli ścisłości – wyraźnie mniej było raków jelita grubego oraz złamań wskutek osteoporozy i złamań w ogóle.

Toksyczność HTZ ujawniła się już na początku i nasilała się z latami jej stosowania. Liczba groźnych dla życia zawałów serca i zatorów płucnych wzrastała w pierwszym i drugim roku, a ryzyko raka piersi wzrastało w trzecim roku stosowania terapii. Już w pierwszym roku liczba zgonów kobiet stosujących HTZ o 24 proc. przewyższała liczbę zgonów biorących placebo.

Kluczowe badania kliniczne niezależne od firm farmaceutycznych obaliły więc mity dotyczące korzyści płynących z HTZ i pokazały, że przynosi ona kobietom więcej szkód niż pożytku. Publikacje te odbiły się szerokim echem w prasie popularnej, co zapewne sprawiło, że kobiety nie garną się już tak szeroko do stosowania hormonów.

W USA opinia publiczna jest zaszokowana rozmiarami ryzyka stosowania HTZ. Szczególnie podkreśla się fakt, że rak indukowany przez hormony oraz choroby krążenia okaleczają lub zabijają kobiety w średnim wieku, a osteoporoza (przed którą estrogeny miały chronić) jest chorobą późnego wieku, którą można leczyć inaczej. Panuje przekonanie, że firmy farmaceutyczne i niektórzy lekarze przez pół wieku ukrywali tajemnicę o toksyczności hormonów, tak jak producenci papierosów ukrywali informacje o toksyczności palenia tytoniu.

Akcje firm produkujących hormony drastycznie spadły, a amerykańscy prawnicy zacierają ręce i nawołują kobiety, które ucierpiały w skutek brania hormonów, do składania pozwów przeciw ich producentom. Niektóre firmy jednak nadal przekonują opinię publiczną, że mimo wszystko hormony są bezpieczne – inna jest teraz postać leku, sposób jego podawania i zalecane dawki. Można wątpić, czy myślące kobiety bezkrytycznie przyjmą takie zapewnienia. Ostrożniej również traktować będą straszenie „piekłem menopauzy” (depresją prowadzącą do samobójstw, uderzeniowymi falami gorąca itp.). Jak wiadomo, kobiety żyją dłużej od mężczyzn, wolniej się starzeją i większość przechodzi menopauzę bez kłopotów.

Przodownicy raka

W ostatnich latach, kiedy na Zachodzie wraz ze wzrostem informacji o ich szkodliwości spada popularność HTZ, producenci hormonów skupili się na ich promowaniu w innych krajach, m.in. w Polsce. Wystarczy choćby wspomnieć niedawny atykuł o hormonach w polskim „Newsweeku” (nr 25 z 23 czerwca br.). Skutkiem tego jest nasze szybkie zbliżanie się do czołówki krajów przodujących w zachorowaniach na nowotwory macicy i piersi. Na Zachodzie po złych doświadczeniach społeczeństwo zrozumiało, że nie można ślepo ufać wszystkim lekarzom, a zwłaszcza tym, którzy zamiast dbać przede wszystkim o zdrowie pacjenta stają się agentami firm farmaceutycznych. Poza tym coraz więcej osób nauczyło się tam niezależnego zdobywania informacji medycznych w książkach, pismach fachowych, Internecie i chce świadomie współdecydować o podjętej terapii.

Wiele osób zapewne teraz łatwiej pogodzi się z faktem, że starzenie jest naturalnym etapem życia, a o naszym zdrowiu decydują nie tylko leki, lecz zdrowy tryb życia i profilaktyka. Od nas zależy, jak spędzimy lata poreprodukcyjne. Możemy poddać się tyranii reklam kosmetyczno-farmaceutycznych oraz manipulacjom dyktatorów mody i zmarnować te lata na syzyfową pogoń za fatamorganą młodości. Albo możemy świętować je jako wyzwolenie z reprodukcyjnego kieratu, w którym przez lata poświęcaliśmy się wychowaniu potomstwa.

Okres poreprodukcyjny to bezcenny dar ofiarowany nam przez ewolucję, której jesteśmy ulubieńcami, bo zwierzęta innych gatunków zwykle kończą życie wkrótce po zakończeniu rozmnażania. Okres ten nie jest jednoznaczny z gwałtownym rozpadem fizycznym i psychicznym, lecz może być pełnią zdrowia i doskonałego samopoczucia. Możemy w nim doznać wielu nowych inspirujących przeżyć, zrobić to, na co dotąd brakowało czasu, i rozwinąć szeroko skrzydła humanizmu, pomagając mniej uprzywilejowanym.

DOROTA CZAJKOWSKA-MAJEWSKA



Autorka jest doktorem neurochemii, pracuje w National Institutes of Health w Bethesda pod Waszyngtonem.

Ważniejsze źródła:

  • JAMA. 1998 Aug 19;280(7):605-13.
  • Cancer Causes Control. 1999 Aug;10(4):253-60.
  • JAMA. 2000 Jan 26;283(4):485-91.
  • Neurology. 2000 Jan 25;54(2):295-301.
  • J Natl Cancer Inst. 2000 Feb 16;92(4):328-32.
  • JAMA. 2000 Feb 23;283(8):1007-15.
  • JAMA. 2002 Jul 3: 288(1):49-57.
  • JAMA. 2002 Jul 3;288(1):58-66.
  • JAMA. 2002. Jul 17;288(3):321-333.
  • http://jama.ama-assn.org/
  • http://newscenter.cancer.gov/
powrót
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady