SEN NA JAWIE - „Zabrakło tchu by brnąć dalej,
zabrakło czasu by wrócić”

Rozmowa z Witoldem Świderskim,
człowiekiem, który podarował mi coś najcenniejszego. Życie.

Drukuj
Wyślij na adres e-mail
A A A
Po usłyszeniu diagnozy powiedziałeś mamie, że to koniec. Dlaczego? Bo tak było. To dla mnie był koniec. Koniec życia, koniec wszystkiego co budowałem przez 45 lat. Przecież z raka się nie wychodzi. Ta choroba to wyrok śmierci.

Ale można z nią walczyć, tato. Ty nie walczyłeś. Przecież sam znałeś tyle osób, znajomych, przyjaciół, nawet członków naszej rodziny, którzy w walce o życie wygrali z rakiem.

Chyba miałem za mało odwagi by stanąć do tej walki. Bałem się bólu
i cierpienia, jakie rak za sobą niesie. Śmierci też się bałem, ale z nią się pogodziłem bardzo szybko.

Czy to dlatego schowałeś tamten wynik z 92 r. do szuflady?
Ze strachu?
Chyba tak. Wolałem zapomnieć i żyć tak, jakby nic się nie stało. Człowiek uważa, że jeżeli nic go nie boli, to na pewno jest zdrowy. Rak nie boli, bolą jego przerzuty na inne narządy. W moim przypadku nie odczuwałem żadnych poważniejszych dolegliwości. No, może czasami zmęczenie. Ale uważałem, że to z przepracowania. Dopiero gdy zaczęły się te okrutne bóle głowy.

Wtedy dopiero zgłosiłeś się do szpitala, tak?
Tak. Ten ból był nie do wytrzymania. Zwykłe środki przeciwbólowe nie pomagały. I jeszcze te zawroty głowy, utrata równowagi, to było straszne.
Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. A potem ten wyrok śmierci: „Ma pan nowotwór złośliwy płuc w stadium zaawansowanym”

W takim razie skąd te zawroty głowy?
To efekt przerzutu na mózg. Lekarze już wtedy nie rokowali najlepiej. Starali się zmniejszyć moje cierpienie. Udało im się zlikwidować obrzęk mózgu, dzięki czemu głowa przestała mnie boleć. Niestety, guz był w takim miejscu, że nie dałoby się go usunąć operacyjnie. Jedynie leczenie jakie mi pozostało to naświetlania.

Pamiętam, wypadły ci wtedy włosy. Nadal mam tę czapkę, którą wtedy nosiłeś. Jak mi jest źle, to ją zakładam. Chyba by być w jakiś sposób bliżej ciebie. Co wtedy czułeś?
Chciałem się zapaść pod ziemię. Sam nie wiem dlaczego. Chyba ze wstydu.
To było jak znak rozpoznawczy - on ma raka.

Czy rak to coś, czego można się wstydzić?
Wszyscy patrzyli na mnie z politowaniem. A przecież to godzi w męską dumę. Gdy odwiedzała nas dalsza rodzina czułem się jak małpka w klatce, którą wszyscy chcą oglądać. Chciałem wtedy być tylko z wami. Uciec jak najdalej od tego wszystkiego. Wstyd mi było przed tobą. Musiałaś patrzeć jak twój ojciec przestaje być silnym człowiekiem i zamienia się we wrak. To nie jest naturalne, gdy twoje małe dziecko się tobą opiekuje. Nie potrafiłem ci spojrzeć w oczy. Chciałem ci oszczędzić za wszelką cenę cierpienia. Dlatego tamtej nocy
w szpitalu poprosiłem, byś z babcią pojechała do domu.

Czy wiedziałeś tamtej nocy, że zbliża się koniec?
To się czuje, Karolinko. Ciężko odchodzić, kiedy się tyle naobiecywało.
Nie chciałem byście cierpiały po mojej śmierci. Powiedziałem wtedy mamie,
że musi być silna i pomóc tobie przez to wszystko przejść. Wychować cię, wykształcić, zrobić wszystko to, co ja bym zrobił, żebyś była szczęśliwa.

Jak ci tam jest?
Dobrze.....................................
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady