Dzienniki z okresu choroby Pani Stefanii z Gdańska

Drukuj
Wyślij na adres e-mail
A A A

HISTORIA PEWNEGO CHOROWANIA
czyli Małe sprawy wielkie zwycięstwa
a właściwie Życie tęczą jest

piątek, luty 99
mija kolejny dzień, jeszcze tylko kąpiel, jakiś film, jakieś marzenia...
wycieram całe ciało, pierś masuję ręcznikiem, mam ten nawyk od pierwszej operacji,
myślę - uchroni mnie to przed nowymi zgrubieniami...
przypadkowo palce trafiają na guzek, nawet nie jestem przerażona,
jak poprzednio - to z pewnością naturalne zmiany, w końcu niedawno lekarz uznał mnie
za osobę zdrową, minęło dziesięć lat... jednak sprawdzę co to jest...

poniedziałek, luty 99
próbuję zarejestrować się do lekarza, sprawa nie jest prosta, zaproponowano mi kwiecień - po dłuższej rozmowie zostałam zapisana jako 20 - za tydzień,
jestem zadowolona, nie ma pośpiechu, jednak do kwietnia nie chcę czekać...
jutro są Patrycji urodziny, Magda robi tort, właściwie jej to najlepiej wychodzi,
będzie chłopak Patrycji, chrzestny, prawdopodobnie babcia...

czwartek, luty 99
czytam list od Reni, (misjonarka, szkolna przjaciółka) z dalekiej Afryki, jest tam już wiele lat, ostatnio w Nairobi - buduje dom misyjny, chyba rzeczywiście ma dużo pracy, list jest krótki...

wtorek, luty 99
niestety - mam już skierowanie do szpitala...

poniedziałek, marzec 99
mastektomia drugiej piersi (pierwsza wiele lat wcześniej), budzę się, już wszystko boli, jak bezpiecznie! - lekarz głaszcze moją rękę

sobota, marzec 99, godz.13.00
wracając do domu płaczę zaskoczona widokiem już zielonych drzew, powtarzam:
są drzewa, są drzewa ...
nigdy nie przeżyłam czegoś podobnego, to jakby powrót z innego wymiaru,

sobota, marzec 99, godz.13.30
jestem w domu, który wydaje się być pałacem: kwiaty, ciasto, wszystko wysprzątane,
te szczęśliwe buzie moich bliskich - i dumne!

piątek, marzec 99
dzwonią bliscy - ich troska jest potrzebna jak - powietrze, wszyscy cieszymy się,
dziękuję braciom i ich żonom za pieniądze, ofiarowali na leczenie

środa, kwiecień 99
Patrycja ma pierwszy egzamin na studia, Uniwersytet, zarządzanie, poszło dobrze

niedziela, kwiecień 99, godz. 8.00
kościół, moja rozmowa z Panem Bogiem, trudno powstrzymać łzy

niedziela, kwiecień 99, godz. 9.30
śniadanie z całą rodzinką, Magda upiekła bułeczki

wtorek, kwiecień 99
telefon od Ewy i Grzegorza, opowiadam im jak smakuje życie...

czwartek, kwiecień 99
po długim czasie - znowu nad morzem, spacer i orzezwiający i wyczerpujący...

piątek, kwiecień 99
kolejne telefony, dzwonią babcie, jak zwykle pełne troski, niepokoju, (czy zasłużyłam?)
dziewczynki robią ostatnie porządki świąteczne, zakupy, Magda krząta się przy mazurku,
planuje: jeszcze babka, sernik, moje protesty na nic, piętnaście lat Magdy to żaden argument, żeby zrezygnowała choćby z jednej potrawy, tradycja to tradycja...

sobota, kwiecień 99
Patrycja przygotowuje jak co roku jajka pistacjowe, Dominika - sałatkę
kręcimy się z Magdą po kuchni, gdzie szefową jest Magda,
co chwilę jestem „wypraszana" na przymusowy odpoczynek,
jajka pomalowane i poświęcone, dom udekorowany, pachnie jak kiedyś...

poniedziałek, kwiecień 99
święta, wszyscy razem, Patrycja z Krzyśkiem, jest dobrze, brak słów...

środa, kwiecień 99
Patrycja zdaje dzisiaj na ekonomię, poszło nieźle, zobaczymy...

wtorek, kwiecień 99
I poszpitalna wizyta - doświadczony lekarz (profesor), decyzja:
przedstawione wyniki nie kwalifikują do podania chemii...

środa, kwiecień 99
II wizyta - doświadczony lekarz, Przychodnia Wojewódzka, decyzja:
przedstawione wyniki kwalifikują do podania chemii (!),
zdezorientowana i przerażona powagą sytuacji wracam do lekarza - profesora aby ostatecznie rozstrzygnął sprawę, obiecuje skonsultować się z lekarzem, który jest „za", za tydzień będzie decyzja, znowu niecierpliwe czekanie

czwartek, kwiecień 99
niestety, profesor o sprawie zapomniał, żartując konsultuje się przez telefon,
kolejna decyzja: przedstawione wyniki nie kwalifikują do podania chemii,
wracam do domu poważnie uspokojona, pewnie mój przypadek nie jest tak poważny jak myślałam

wtorek, kwiecień 99
przyszli Marcin z Elwirą (syn Pawła z narzeczoną), kupili mi książkę „Jak leczyć raka?", tak chętnie spieszą z pomocą jestem im bardzo wdzięczna, również za kontakty z lekarzami i telefony, telefony...

środa, kwiecień 99
ręka puchnie, piekące bóle i deformacja okolicy barku (uszkodzenie przy operacji), skierowanie na rehabilitację, czy ten garb pozostanie?
idę tam, gdzie korzystałam już wcześniej, mam wielkie zaufanie,
już cieszę się na spotkanie z panią Teresą - mgr rehabilitacji, pogodna i dowcipna,
kulturalna i solidna jeśli chodzi o swoją pracę, poza tym właściwie wszędzie jej pełno...
niestety - problem z zapisaniem do tej właśnie przychodni, reforma służby zdrowia,
brak umowy czy coś w tym rodzaju
nie - jestem zbyt słaba, żeby przekonywać...
następne podejście: pani w okienku właściwej przychodni spokojnie zapisuje mnie do kierownika na badanie za trzy miesiące(!); proszę kierownika o pomoc - udaje się - mam czekać, przede mną w kolejce jeszcze dziewięć osób, w przychodni jest duszno, jestem słaba, czekam, kiedy przychodzi moja kolejka pani kierownik bardzo uprzejmie zapisuje mnie na następny dzień - na badanie(!), okazało się, że czekałam dwie godziny tylko po to!

czwartek, kwiecień 99
znowu czekam ponad dwie godziny na badanie, w końcu - po badaniu pani kierownik wydaje decyzję: rehabilitacja za dwa tygodnie, to bez sensu!

piątek, kwiecień 99
jeżdżąc po mieście (załatwiamy sprawy firmy) nie sposób nie zauważyć - wszystko zaraz „wybuchnie" - uprzedzam męża by przygotował się na tę dzikość barw...

sobota, kwiecień 99
wycieczka za miasto - w ogrodach kwitną forsycje,
ciepło, miło, ręka i bark ciągle bolą,
czuję się jednak coraz silniejsza, tyle nadziei!!!


Wstałam nieprędko,
a szkoda
Bo oto za oknem
(nie w moim ogrodzie)
zakwitła jabłoń różowo.
(różowa, świeża i taka młoda)
I kiedy właśnie ją spostrzegłam
agresty, które tak mnie urzekały
teraz w skromności pochylone.
I widzę tylko tę - dziewczynę
piękną i wspaniałą.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady