Dzienniki z okresu choroby Pani Stefanii z Gdańska

Drukuj
Wyślij na adres e-mail
A A A

piątek, czerwiec 99
cały ten dzień to wzruszający list po latach od Basi - kuzynki - przyjaciółki, tyle w nim wspomnień, szczerego oddania i zwierzeń jak ważne dla niej były kontakty z nami...
czytając list myślę - droga przez życie właścicieli wrażliwych serc jest trudniejsza do przebycia, może więc zrezygnować z tej wrażliwości? to nie takie proste...

środa, czerwiec 99
ale jestem dumną mamą - Magda kończy szkołę podstawową z czerwonym paskiem!

wtorek, lipiec 99
wizyta papieża w czerwcu to najpiękniejsze, najgłębsze przeżycie dla całej naszej rodziny, cieszę się, że dzieci z taką samą radością czekały na każde telewizyjne spotkanie z Ojcem Św. jak my z Pawłem...
słowa... żadne słowa nie są w stanie opisać tej radości...
pustkę po wyjezdzie papieża trudno zapełnić...

środa, lipiec 99
przychodnia onkologiczna - kontrola, do lekarza dwanaście osób, poczekalnia wypełniona, same poważne przypadki: po operacji, po chemii - w końcu to przychodnia wojewódzka, siedząc tak blisko widzę tylko pełne niepokoju przerażone oczy;
u mnie poza bólami barku i ręki oraz w okolicy serca nic poważnego się nie dzieje, skierowanie na EKG,
do domu wracam nieco załamana i zbuntowana: czy ludzie tak cierpiący nie zasługują na lepsze warunki? - nieco miłego zapomnienia - przestronna poczekalnia, stoliki, automat z kawą..., to wciąż niestety luksus, przede wszystkim jednak... te kolejki...

środa, lipiec 99
wizyta bliskich z rodzinnych stron, Ewa z Grzegorzem, jak przyjemnie ich gościć, długo się nie widzieliśmy - jest o czym rozmawiać, otrzymuję tyle dobrych rzeczy, kwiaty... jak zawsze - tak i teraz jestem zmieszana, (zdecydowanie wolę wręczać prezenty...)
jak miło porozmawiać z kimś, z kim znam się już tyle lat, to wielkie szczęście, że są ludzie, których przejmuje twój los i okazują ci wsparcie...
Grzegorz przypomina mi takie zdarzenie: jest zimowy poranek, drzewa przyprószone śniegiem, sąsiad Grzegorza wstaje z łóżka, patrzy przez okno po czym kładzie się znowu, gdyż ma wrażenie, że to sen... dopiero drugie podejście umacnia go w przekonaniu, że czereśnie na drzewie są... i prawdziwe i czerwone i w końcu... zawieszone na nitkach przez bardzo dowcipnego ale i pracowitego sąsiada (zabrał te czereśnie żonie ze spiżarni, a zawieszał podobno przez pół nocy),
takimi i podobnymi dowcipami kuzyn ubarwia szare dni swoich przyjaciół, i znowu: pozytywne emocje sprawiają, że długo nie mogę zasnąć, po raz kolejny wiem jak ważna jest rodzina, jak ważni są ludzie
mój stan psychiczny jest ciągle bardzo dobry, trudno się dziwić jestem nieustannie „leczona" ich czuwaniem - tuż obok

piątek, lipiec 99
chyba koniec leniuchowania - wybieramy się na małą wycieczkę rowerową,
morze dzisiaj jest niespokojne - takie jak lubię i ten wiatr we włosach...
teraz siedzimy na tarasie małej kawiarenki w samym środku lasu, ptaki śpiewają, szumią drzewa, a na deser - lody waniliowe, to jest dopiero szczęście!... (tak - teraz czuję smak każdej chwili, czuję się naprawdę szczęśliwa)
cieszy nas nowy odcinek trasy, który przybył od ubiegłego roku, kwiaty, krzewy...
są to jakby nasze letnie wczasy, choć nigdzie nie wyjeżdżamy - nie żałujemy - w końcu tyle ludzi płaci duże pieniądze żeby tu być...
mieszkamy w pięknym miejscu, odkąd pamiętam - zawsze marzyłam o tym miejscu - marzenie się spełniło!

sobota, lipiec 99
kolejny raz dzwoni kuzynka Bożena, i tym razem nie mówię o samopoczuciu, tego nie można przekazać przez telefon...
to bardzo życzliwa, ciepła i mądra dziewczyna, kiedy jestem w mojej rodzinnej wsi, zawsze lubię do Nich wpaść, cieszę się, że pamięta...

niedziela, lipiec 99
jesteśmy u brata za Gdańskiem, pieczemy kiełbaski, robimy zdjęcia, ich żywotne dzieciaki jak zawsze dokazują, podziwiamy nowo wybudowany dom, potem kawa i pyszne ciasto bratowej, w ogrodzie mieszają się zapachy, miło tu przyjeżdżać... rodzina, ach rodzina...

czwartek, lipiec 99
gabinet EKG - nieskrępowana „pielęgniarka koleżanka od kawy" zamiast wyjść - wbiła ciekawski wzrok w miejsce, gdzie czegoś brak...
co tam, EKG w porządku!
czasami w takich miejscach czuję się tak, jakbym przeszkadzała w pracy, mam ochotę przepraszać, że znowu choruję

sobota, lipiec 99
nasza babcia tzw. „przyszywana" (nie brzmi to najlepiej) i sprawdzony przyjaciel rodziny od pewnego czasu ma problemy finansowe, powód jest prosty - emerytura - ok. 500,00 zł., opłaty - ok. 400,00 zł., poważne problemy zdrowotne, muszę coś wymyślić..., a swoją drogą... gdzie są odpowiedzialni ludzie za tę grupę - często chorych, samotnych, nie umiejących znalezć się w tym materialnym, bezdusznym świecie?!
wstydzę się za nasze pokolenie, które nie potrafi sprawić, żeby ludzie ci żyli godnie, żyli i wychowywali nas przecież w najtrudniejszych czasach...
kiedyś widziałam taki plakat : „Skazani na śmierć" - rzecz dotyczyła krzywdzonych zwierząt, po głowie chodzi mi taki pomysł: inny plakat: „Skazani na śmierć" - lecz rzecz dotyczy emerytów, rencistów... 500,00 - 600,00 zł. emerytury ma wystarczyć na opłaty, utrzymanie, w ogromnej mierze - na lekarstwa, w żaden sposób nie mogę zrozumieć jak temu kto to wyliczył - starczyło?... albo - jestem naiwna - nie miało starczyć!...

niedziela, lipiec 99
wycieczka rowerowa i tym razem sprawiła mi dużą przyjemność,
jeszcze niedawno pytałam lekarza kiedy będę mogła jezdzić rowerem....
wieczorem na Travel oglądamy film o kosmosie, co tu pisać, to trzeba zobaczyć, ten piękny, idealnie funkcjonujący wszechświat, mogę to oglądać na okrągło...
pomyśleć, że tak niewielu ludzi złych może poprowadzić świat w złą stronę...
mężczyźni bawią się w wieczną wojnę, chore dzieci umierają, ponieważ pieniądze idą na zbrojenia, (jeden samolot to chyba jeden szpital(!)
przepaść pomiędzy biednymi a bogatymi jest taka, że biedni załamują się, bo już nie dają rady, a wszyscy pędzą, pędzą...
ten idealny wszechświat i niedoskonały człowiek...
myślę jednak, że człowiek tak został skonstruowany by dla ocalenia wszechświata w ostateczności mógł zniszczyć się sam...

poniedziałek, lipiec 99
udało się! dziewczynki jadą na obóz jezdziecki, finansowy sukces! (wynik wielu łamigłówek), przygotowania widać w całym domu, z dwu potężnych toreb podróżnych na miejscu wyjmą tylko cztery rzeczy, ja to wiem, one - kolejny raz powiedzą mi to na powitanie...
w drogę - jak zawsze to wielka przyjemność dla mnie, moje rodzinne strony!
jesteśmy na miejscu - w urokliwym zakątku, otoczonym lasem, w sąsiedztwie jeziora stoi nowy dom Marcina i Beaty (syn Bazika i Bożeny), urocze, młode małżeństwo, prowadzą obóz konny od kilku lat, dziewczynki bardzo lubią tam jezdzić, pijemy kawę na dworze, jest przepiękna pogoda, Magda i Dominika nie mogły się doczekać - już trenują na lonży jaki miły widok...
następna wizyta u Bożeny i Bazika, dom po remoncie, podziwiamy, rozmawiamy - jak zawsze - bardzo miła atmosfera, niestety czas wracać...
jeszcze tylko odwiedzę kuzynkę Dankę i jej rodzinę, nie, z tego gościnnego domu równie trudno się wydostać, miło, że cała moja rodzina świetnie sobie radzi...
droga powrotna - nieco męcząca - czuję ból w dole brzucha - muszę to wyjaśnić...

wtorek, sierpień 99
do specjalisty mogę zapisać się dopiero za trzy miesiące!, pożyczam pieniądze, idę prywatnie
diagnoza lekarzy: zapalenie pęcherza, silny antybiotyk

poniedziałek, sierpień 99
Patrycja kupiła mi sukienkę, kolor - ja to nazywam dzikość serca, pewnie chce mi poprawić nastrój, jednak ten niepokój...
myślę: to życie tak szybko mija, ciągle wydawało mi się, że mam jeszcze tyle czasu, zresztą ciągle brakowało pieniędzy, teraz na wiele rzeczy jest już za pózno...
za pózno na marzenia... nic już nie będzie tak jak było i ten ciągły lęk...
dziewczynkom radzę: marzenia trzeba realizować we właściwym czasie, za wszelką cenę, inaczej mogą być już niepotrzebne,
nowa sukienka kupiona przez Patrycę cieszyłaby mnie jeszcze bardziej, gdyby nie ten ból... dosyć schudłam

środa, sierpień 99
druga prywatna wizyta u specjalisty;
II diagnoza lekarzy: zapalenie pęcherza, jeszcze silniejszy antybiotyk,

niedziela, sierpień 99
dziewczynki wracają z obozu, są szczęśliwe, rozbiegane,
muszę dać im trochę czasu...
udało się! nasza babcia otrzymała pomoc finansową z dawnego zakładu pracy, przybiegła podziękować z siatką pełną owoców i ciastek ...
jestem zła, że wydała pieniądze i ... wzruszona,
załatwiam jeszcze dla niej dopłatę do czynszu...

poniedziałek, sierpień 99
polityka... wciąż się kłócą... już leżą, a wciąż się kłócą...
tym razem chyba nie pójdę głosować, tych, z którymi śpiewałam pod stocznią „Boże coś Polskę" już nie ma, właściwie są, lecz chodzi im już o co innego
czytam „Zawsze Prowansja" P.Maila,
i znowu mam marzenia... piękne górskie krajobrazy z lawendą i budowlami z piaskowca
przede wszystkim zaś oryginalni ludzie, miejscowe potrawy...

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady