RakPiersi  >  Społeczność  >  Dzienniki  >  Joanna Grzelka-Kopeć - Idzie rak  >  Kwiecień 2004

Joanna Grzelka-Kopeć - Idzie rak

Drukuj
Wyślij na adres e-mail
A A A

5 kwietnia 2004 r.

Młoda dostała drugą serię (10) zastrzyków. Nazywają się Zinacef, kosztują jak za zboże, a bolą jak jasna cholera. Młoda robi z domu operę: wyje regularnie, dwa razy dziennie, a przychodząca do domu pielęgniarka - Pani Jadzia twierdzi, że delbeta i B12 przy tym paskudztwie to mały pryszczyk. Szkoła w odstawce, ucho boli, Młoda cierpi, a mnie serce pęka. Nie ma już gdzie pakować igły w tej dupinie. Krwiaki jak złoto. Okładamy toto Altacetem i białkiem jajka (skarbnica mądrości Pani Jadzi), żeby się zrosty nie porobiły.
Rtg wykazał: zapalenie wyrostka kolczystego przy uchu prawym. Tego laryngolog się chyba spodziewała. Leczenia około sześciu tygodni, zaniedbanie grozi głuchotą.
Ratunku, co jeszcze na mnie spadnie?!
Mam cykora jak stąd do Warszawy. Jutro dziewiąta chemia. Jak pomyślę o zmasowanym ataku kłującym - schodzę! Boję się też o wyniki krwi: przez ostatni weekend przerobiłam paskudne przeziębienie z kaszlem i katarem, ostatnia miesiączka bardziej przypominała krwotok tętniczy, a w robocie orka na ugorze.

Ostatni tydzień pracowałam sama, Krzysztof był na urlopie. Trochę ciężko (coś szybko się męczę), ale dałam radę. Nie wiem, czemu zawdzięczam fakt, iż nie czuję się jak normalna osoba ludzka ale jak złachana szkapa po westernie; może to wiosna, a może chemia, a może wszystko cuzamen ales do kupy. Jestem porządnie wykończona robotą, chemią, chorobą Młodej, ciężkim krwotokiem i szalejącymi zmianami pogody i ciśnienia. Ale dam radę! MUSZĘ.

6 kwietnia 2004 r.

Odwaliłam pełną dniówkę (z nadgodzinami) na oddziale chemioterapii - odcinek dzienny!!!
Krew pobrano mi o 8.15 - w domu byłam po 17.15. Słaba jestem jak dwudniowe kocię. Ale i sukcesy dziś kroniki odnotowały: przy pobieraniu krwi siostra za jednym razem wkłuła wenflon. Mam dziś tylko jedną dziurę w ręce!!!
Wyniki krwi książkowe! Górna granica norm! Kocham moje soczki!
Na "dolewkę" zaproszono mnie za tydzień: 13.04.2004 r.
Na następny kurs (w maju) już dziś dostałam skierowania na badania: Rtg klatki piersiowej, USG jamy brzusznej, mammografię jedynej piersi, USG tejże piersi i markery nowotworowe.
Pobiegam, oj pobiegam po gabinecikach.

Ślubny zabrał Młodą do kontroli do laryngologa. Nie dałam rady z nimi pojechać. Padam na twarz. We łbie mi się kręci, mowę cosik mam bełkotliwą i spać mi się chce jak misiowi coala po śniadanku z eukaliptusa.
Lekarka skierowała Młodą na konsultację do Kliniki AM. Jedziemy jutro.
Do końca tortur zostały 3 chemie.

7 kwietnia 2004 r.

Dzisiejsze pochemijne odczucia są trudne do sprecyzowania. Na peryferiach umysłu pęta mi się niejasne wrażenie, że nie wszystko z moją skromną osobą jest w idealnym porządku... Ta sugestia docierała do ośrodka myślenia dosyć długo... Myślę, to niezaprzeczalny fakt, ale tak jakoś inaczej, wolniej... (czyżby "myśląca inaczej"). Ruszam się jak manekin na baterie, które się jakby wyczerpywały... Czuję się jak robot, któremu nawiedzony konstruktor, tak dla hecy, cofnął trybik funkcji życiowych na 1/2 gwizdka.
Oj nie lubię dziś siebie, nie lubię...

W klinice otolaryngologicznej AM pan doktor Marian zajrzał Młodej we wszystkie otwory usytuowane w głowie i orzekł, że cokolwiek to było - zdechło. Zresztą, kto by wytrzymał 20 zastrzyków Zinacefu pod rząd. Nie boli ją już ucho, boli tyłek od igieł. Ledwie siedzi.
Ulga. Wielka ulga. Młoda zdrowa. Nie grozi jej głuchota. Mogę zająć się sobą, a jest czym.

W klinice, czekając trzy godziny na lekarza Młodej, przeżyłam pierwszy rozdział horrorku pod tytułem: uderzenia gorąca na twarz. Dobrze prognozowała doktor Małgosia: ostatni okres, który zdarzył mi się w 47 dniu cyklu wskazuje jednoznacznie, że zaczyna się menopauza, czyli początek końca okresu miesiączkowania.

W drodze do domu kupiłam Soyfen - ziołowy preparat, oparty na wyciągu z soi, który łagodzi objawy menopauzy. Podobno skutecznie. Tani nie jest (36,00 zł.), ale opinie o nim słyszałam dobre. Spróbujemy.

Wieczór pod znakiem wynalazku Bella. Przez godzinę świergotałam z Lidzią. Jest dzielna jak jasna cholera, skończyła książkę (pisać!), oddała ją do drukarni pomiędzy chemioterapią a radioterapią. Ta książka to praca habilitacyjna. Mam obiecany egzemplarz autorski z dedykacją pani dr hab.
Drugą godzinę gadałam z Martusią - wreszcie się pozbierała, głos ma dźwięczny, skończyła i chemię i naświetlania, bierze tamoxifen, dostała rentę i zamierza wkrótce wrócić na 1/2 etatu do pracy. Grzeczna dziewczynka.
Obie z Lidką kończymy leczenie w okolicy 12 maja, więc we trzy umówiłyśmy się na spotkanie w połowie maja na krakowskim Rynku Głównym. Po siedmiu miesiącach od czasu, jak latałyśmy w piżamkach po onkologii, czekając na swoją kolejkę do rżnięcia cycka, a następnie liżąc rany i zaśmiewając się do łez Bóg wie z czego, bo normalny człowiek do śmiechu nie znalazłby tam wielu powodów.
No i czy jest coś dziwnego w fakcie, że moja Gosia - psycholożka nie mogła się do mnie dodzwonić przez dwie godziny?! Powiesiły się baby na drucie i finał.
Trzecią godzinę gadałam z Gosią!!!

8 kwietnia 2004 r. (Wielki Czwartek)

A u mnie okna nie myte, firanki nie prane, kołacze nie pieczone... Sorry, ale nie dam rady. Ciasto kupię w cukierni, a okna umyję za miesiąc jak będę silniejsza. W końcu mieszkanie jest dla mnie, a nie ja dla mieszkania!
W pracy urwanie pędzla. Roboty na hektary. Normalna niewyróba! Próbuję zwiększyć tempo, ale niewiele z tego wychodzi. Cóż, dziewięć chemii gdzieś przecież wlazło.

9 kwietnia 2004 r. (Wielki Piątek)

Zdycham nadal. Wróciłam z pracy i padłam. Poszłam spać z misiem Młodej na trzy godziny.
Nie mam na nic siły. Najgorszy jest ten paskudny, metaliczny smak w ustach. Niczym tego dziadostwa nie idzie zlikwidować. Pomyśleć, że jak dojdę lekko do siebie, to znów pójdę na chemię - w najbliższy wtorek.
Coraz gorzej znoszę chemioterapię. Coraz więcej czasu potrzebuję na dojście do równowagi.

10 kwietnia 2004 r. (Wielka Sobota)

Żyję!!! Wyspałam się do spodu, smak żelastwa w buzi zelżał wyraźnie. Wzięłam się za pichcenie. Żadne wielkie mecyje. Sałatka jarzynowa, żur, tarty chrzan, jajka do koszyczka... Dziś już lepiej. O wiele lepiej... Tak lubię! Pogoda jak złoto: pełne słońce, zero wiatru. Idzie wiosna na całego. Tylko te brudne okna mnie wkurzają, ale nic na siłę. Jutro będzie jeszcze lepiej...

Zmarła Daria Trafankowska. Skończył ją rak. Miała tylko 50 lat...

11 kwietnia 2004 r. ( Niedziela Wielkanocna)

Paskudztwo zbiera swoje żniwo. Zmarł Jacek Kaczmarski. Rak krtani. Nie chce mi się pisać...

13 kwietnia 2004 r. (Święta, Święta i po Świętach...)

Dziesiąta chemia, czyli koniec piątego kursu. Został jeden kurs; dwuczłonowy: 5 i 12 maja. Później jestem wolna i ZDROWA. Dziś było miło, nie było badania krwi, więc i długiego czekania nie było. Doktor Małgosia sprawiła się ze mną szybko, ale ja z doktor Małgosią nie. Znów nagromadziło mi się kilka pytań, więc dziś ja robiłam za hamulcowego (przecież nigdy nie taiłam, że jestem upierdliwa w temacie: „muszę wiedzieć, co mnie je”). Ale dostałam rzetelną i wyczerpującą odpowiedź na temat inhibitorów aromatazy, scyntygrafii kości i częstotliwości badania USG dopochwowego po zakończeniu chemioterapii (w kontekście tamoxifenu).

Doktor Małgosia rozważa zastąpienie popularnego Tamoksyfenu (w tabletkach, przez okres pięciu lat, codziennie) innym lekiem na paskudę hormonozależną: Zoladex (przez okres dwóch lat, w postaci zastrzyków w brzuch co 28 dni), jeśli się nie mylę (skarbnica wiedzy z internetu, jak wszystko co wiem o tej paskudzie: www.rakpiersi.pl), jest to lek znany też pod nazwą Goserelina, z rodzaju analogów LHRH, stosowany u kobiet z rakiem hormonozależnym, w wieku przedmenopauzalnym. Muszę doczytać.

Samopoczucie mierne, ale bez sensacji. Po południu przespałam trzy godziny i jest nieźle. Spokój na trzy tygodnie.

Wieczorkiem konferencja z Gosią – psycholożką, która sugeruje małą bibkę na zakończenie półrocznej walki z paskudą w połowie maja. Przeszkód nie stwierdzam. Byle końcowe wyniki były po mojej myśli. Czasami brzydko mnie pokłuwa w żebrach, w okolicy rany, a może to płuco? Nie bardzo mi przechodzi przez gardło słowo przerzut, ale telepie się ono w mózgownicy.

18 kwietnia 2004 r.

To już przestaje być śmieszne! Dostałam kolejny okres! Piąty od początku chemii. Przecież miało nie być żadnego z nich! Nie wiem jak to powiem doktor Małgosi, żeby nie spadła z krzesła ze śmiechu. Ale utwierdza mnie ten fakt w przekonaniu, że mój organizm jest cholernie silny, a to z kolei daje nadzieję, że poradzi sobie z paskudą. Nadzieja umiera ostatnia!

22 kwietnia 2004 r.

Załamka! Kompletna załamka! Jestem na dnie rozpaczy. Powodem zejścia w otchłań smutku są rozmiary mojego tyłka. Polatałam po sklepach odzieżowych w celu sprawienia sobie kreacji na wesele koleżanki, które odbędzie się 1 maja br. (pierwsze unijne małżeństwo w „fabryce” i ponoć w powiecie). I co? Jajeczko! Moja nadwaga w ilości 8 kg ulokowała się (zapewne w całości) w moim odwłoku. Matko, jak ja wyglądam!!! Nie mogę na siebie patrzeć. Nogi mnie rozbolały od latania po sklepach, zresztą mają niebożęta co nosić!
W końcu wybrałam kostium w kolorze kremowym; eleganckie, szerokie, wizytowe spodnie, bluzeczka z dekoltem zakrywającym tyle ile trzeba, żeby dziury na piersi nie było widać a do tego długi do kolan, zwiewny żakiet, zakrywający mój wielki tyłek. Jednak i tu był problem, ale miła ekspedientka rozkompletowała dwa zestawy: portki i żakiet mam z nr 44, a bluzeczkę z nr 38. Inaczej się nie dało!

23 kwietnia 2004 r.

Znów cuda! Mój boss po pierwsze zapytał czy się jeszcze na niego gniewam, a po drugie oświadczył mi, że wystąpił o wyróżnienie mnie odznaką resortową do naszego ministra za całokształt ”twórczości”!! Chyba już się nie gniewam!!! Nigdy pamiętliwą nie byłam. Przynajmniej staram się.

25 kwietnia 2004 r.

Natknęłam się gdzieś na genialny tekst (niestety nie znam autora), który jak ulał pasuje do paskudy, z którą toczę wojnę:

"Wierzę w bajki. Bajka jest mądra nie dlatego, że potwierdza istnienie smoka, ale dlatego, iż dowodzi, że smoka można pokonać."

Smokom i paskudom śmierć!!!

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady