RakPiersi  >  Społeczność  >  Dzienniki  >  Joanna Grzelka-Kopeć - Idzie rak  >  Styczeń - luty 2004

Joanna Grzelka-Kopeć - Idzie rak

Drukuj
Wyślij na adres e-mail
A A A

8 stycznia 2004 roku

Wróciłam do pracy. Doktor sugerował zwolnienie do końca chemioterapii (do maja), ale to nie dla mnie. Nie mam natury zwierzęcia domowego. Gna mnie do ludzi. W domu głupieję. Doktor był zdziwiony. Koledzy powitali mnie z „pewną taką nieśmiałością”, bo nie wiedzieli, jak ze mną gadać, ale cholernie ciepło. Gorzej z „bossem”. Dowiedziałam się, że choroba jest moją prywatną sprawą i że nikt mnie na rękach nosił nie będzie, choć przez ostatnie kilka lat ten sam człowiek wychwalał moją robotę pod niebiosa. Powód? Ośmieliłam się po dziewiętnastu latach pracy, po raz pierwszy poprosić o zapomogę, bo korowód z ratowaniem mojego nędznego żywota zarżnął mnie finansowo. No i usłyszałam też, że jak się jeździ na wakacje za granicę, to się łapy po zapomogi nie wyciąga. Jezu, żebym mogła przewidzieć, że w Grecji wymacam sobie guza z rakiem, to na pewno nie brałabym pożyczki na te wakacje. Dowiedziałam się, które pół dnia dłuższe. Nie zdzierżyłam. Powiedziałam mu co o nim myślę bez owijania w bawełnę. Chryja była jeszcze większa. Sekretarki pochowały się po kątach, bo zza wytłumionych drzwi awanturę było słychać cudownie. To, co nastąpiło w 1/2 godziny później wprowadziło mnie w stan osłupienia. Pierwszy podjął rozmowę w tonie bardziej niż przyjacielskim, choć słowa przepraszam nie było! Dziwny facet. Ale niestety przełożony. Siła wyższa.

13 i 20 stycznia 2004 roku

Chemia numer 3 i 4. Bez horrorów. Wyniki krwi w normie. W górnej granicy. To zapewne zasługa świeżych soków, które z uporem maniaka preparuję i spożywam każdego dnia. Pani doktor Małgosia jest w szoku. Na pytanie: ile pani schudła od początku chemioterapii rzekłam: przytyłam dwa kilogramy. Szok. Skutki uboczne: wymioty, biegunka – brak. Ile zwolnienia – nie dziękuję. Pracuję. Chyba jestem przypadkiem patologicznym, ale mnie z tym nieźle. Rzuciła do pielęgniarki coś w stylu: widzisz, nastawienie psychiczne pacjenta to faktycznie 80% sukcesu.
Co w tym dziwnego, że jak uparta baba postanowi, że będzie dobrze, to tak być po prostu musi?!

30 stycznia 2004 roku

Mój współpracownik z pokoju nie przyszedł do pracy. Fakt, wczoraj lało mu się trochę z nosa, ale on nie z tych, co z katarem do łóżka włażą. Zadzwonił, że dostał temperatury i kaszle, a w związku z tym, że za tydzień mam następną chemię i mam obniżony poziom odporności, to on nie będzie mnie narażał i podkuruje się w domu. I jak tu nie kochać ludzi?

9 lutego 2004 roku

Chyba oszaleję! Młoda była zdrowa trzy tygodnie. Była! Z domu wyszła ok, ale na drugiej lekcji zaczęła się jazda. Kaszel krtaniowo-tchawiczy, brzmi to tak, jakby pies szczekał. I to na swojego! Pognałyśmy wieczorem do naszej lekarki rodzinnej. Kobieta pracowała już dziesiątą godzinę, ale nas jeszcze „zmieściła”. Wiedziała, że jutro mam chemię. Doktor Monika po wnikliwej analizie karty choroby Młodej orzekła, że nie chce być inaczej, tylko Młoda ma astmę wieku dojrzewania. Dostała wziewne, typowo astmatyczne leki sterydowe i skierowanie do pulmunologa–alergologa. Przez myśl przeleciało mi, aby olać jutrzejszą chemię, bo dziecko mi się dusi, ale od czego ma się przyjaciół?!

10 lutego 2004 roku

Piąta chemia. Z młodą została moja sąsiadka i przyjaciółka, zwana „ciotką” Asią lub pieszczotliwie „Szczotką Asią”. Dopilnowała Młodej i ugotowała jej obiad. Przynajmniej spokojnie przeżyłam horrorek chemijny, bo Aśka to odpowiedzialny człowiek.
Rano o 8.00 pobrano mi krew do badania. O 11.30 poinformowano mnie, że moja krew uległa hemolizie (?!) i pobrano krew drugi raz. Krew się po prostu „zsiadła” (skrzepła), jak wyjaśniła mi doktor Małgosia. I znów czekałam na wyniki. Do 13.20! Kiedy dotarłam na oddział chemioterapii była prawie 14.00. I zaczęła się jazda z szukaniem żyły. Pięć prób okazało się nieudanych. Starsza pielęgniarka poradziła, aby ta młodsza, która się nade mną pastwiła, zaprzestała swej zbrodniczej działalności i podstawiła mi rękę pod gorącą (uff!) wodę z kranu. Po kilku minutach gotowania na żywo – sama wzięła się za igłę. Poszło od pierwszego razu. Co rutyna to rutyna. W sumie mam osiem dziur w ręce, każda z fioletowym kolorkiem pod skórą. Nie ma co! Wyglądam jak nieudolny narkoman.

11 lutego 2004 roku

Cholera, miało mi nic nie być, jak do tej pory! Odmieniło się, czy mój organizm ma już dosyć tej trucizny. Po wczorajszej chemii zasnęłam w samochodzie, w drodze do domu. Ja nigdy nie zasypiałam w samochodzie! Byłam słaba jak niemowlę we mgle. A dziś to już czysty skandal, co się ze mną wyprawia; w kibelku byłam tyle razy, że wyczerpałam miesięczną normę, a próbując coś ugotować musiałam zatykać nos. Zapachy – wszystkie po kolei – rwały mnie na wymioty. Mało brakowało, a założyłabym na nos klamerkę od bielizny! Ohyda. O jedzeniu też nie było mowy. No ale Ślubny i Młoda orzekli, że łazanki były prima sort! Nie wiem, nie próbowałam, ale wierzę im na słowo. Telefonowała znów Beata. Kuzynka z Australii. Mieszka w Perth. Wkurzyła mnie trochę, bo ma u siebie 40 stopni ciepła i bokiem jej te upały wychodzą. Ratunku! Zamieniam się na naszą zimę z dopłatą. Ona i jej córka Madzia marzą o śniegu i sankach. Jest to sprawiedliwość na tym świecie? Ja marzę o ciepełku!!! Może być i 50 stopni.

17 lutego 2004 roku

Rano byłam z Młodą u alergologa – pulmunologa. Zrobił jej spirometrię i potwierdził diagnozę lekarza rodzinnego. Doktor Monika miała rację: kaszlowa wersja astmy. Rodzaj astmy wieku dojrzewania. Wymaga długiego, stałego leczenia, codziennego przyjmowania wziewnych leków. Ale jest szansa, że za dwa, trzy lata temat się skończy. Grunt, że wiemy o co chodzi i jak to leczyć.
Szósta chemia. Półmetek!!! Są wyniki markerów nowotworowych. Sukces. We krwi nie znaleziono śladów komórek nowotworowych. Nie miały prawa się uchować, nie są tutaj zbytnio lubiane! Doktor Małgosię zastrzeliłam tematem: wczoraj dostałam okres! Trzeci podczas chemioterapii, trzeci, którego nie miało już być. Widocznie jestem silniejsza niż to paskudztwo, które pakują mi w żyłę, a doktor Małgosia orzekła: „130% kobitki”. Jeśli się zdarzy, że chemioterapia nie zatrzyma okresu, trzeba będzie go zatrzymać farmakologicznie, aby móc podać zaplanowane na dalszą, pięcioletnią kurację antyhormony (tamoksyfen). Ale to jeszcze kwestia sześciu następnych chemii. Pożyjemy, zobaczymy. I następny sukces: siostrzyca wkłuła wenflon w żyłę od pierwszego strzału, ale po uprzednim „ugotowaniu” ręki pod strumieniem gorącej wody. W tym szaleństwie jednak jest metoda.
Małgosia, mój „domowy psycholog” nie zapomina o mnie i o moich terminach chemii. Znów odbyłyśmy długaśne pogaduchy na drucie. Buzia mnie bolała ze śmiechu, a ucho od słuchawki telefonu. A dusza się radowała, że są jednak ludzie na świecie, którzy za darmo chleba nie jedzą.

dzień następny...

Niedobrze mi!!! Rany, jak mi niedobrze. Żołądek wyprawia wolty, raz siedzi na swoim miejscu, raz podskakuje do gardła i tak w koło Macieja. Idzie się skończyć. Ani leżeć, ani siedzieć, ani chodzić! Zapodałam sobie Zofran – lek przeciw nudnościom. Czekam aż zacznie działać, a tymczasem zdycham... Ratunku!!!

koniec lutego 2004 roku

W pracy Sajgon. Rząd grzebie przy naszej ustawie emerytalnej. Ludzie panikują. Jako kadrowiec mam pełne ręce roboty. Przeliczam wysługi emerytalne na potęgę. Jak tak dalej pójdzie to 60% stanu pójdzie na emeryturę! Po pokojach wiatr będzie gwizdał. Nie widzę na oczy ze zmęczenia i nie mam czasu myśleć o sobie. Ręka boli. Zaniedbałam ćwiczenia i są efekty. Waga zwariowała! Twierdzi, że od początku chemii przytyłam 5 kg! Idiotka! Waga ma się rozumieć.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady