Forum

 
Temat: przerzuty
 
 
 
Default Avatar

13/09/2003, 15:54
przerzuty
moja 30 letnia szwagierka ma przerzuty do kości....gaśnie w oczach... opieka medyczna jest w naszym kraju beznadziejna.Klinika onkologiczna, w której odbywa się leczenie w zasadzie niewiele robi - raz w miesiącu zawozi się chorą ( na własną rękę oczywiście) na aredię przy czym oprócz badania krwi i "konsultacji" z lekarzem, która trwa ledwie 5 min, a czeka się na nią ok 2 godz.Morfinę zlecili jej lekarze w szpitalu, do ktorego ją zawieźliśmy, kiedy bylo tragicznie. Wyniki krwi od dawna miała złe i dopiero w szpitalu w miejscu zamieszkania podano jej kilka jednostek krwi i zalecono zastrzyki z żelazem. Jeśli chodzi o rozmowę na temat stanu zdrowia chorej to w klinice nikt nie rozmawiał, nie informował o stanie faktycznym chorej ani jej ani rodziny.Zdaje się, że lekarze położyli krzyżyk i nawet nie zawracają sobie głowy choćby rozmową. Czy tak w każdej klinice w naszym kraju tak jest?Przecież tyle się mówi o tym że lekarz powinien informować i rozmawiać z chorymi i rodziną.My sami na własną rękę szukamy informacji na podstawie wyników badań...Szukamy pomocy w funadacjach tudzież u znajomych lekarzy... czy tak być powinno?? Przykre, że mówi się tyle w mediach o opiece, o rozmowie....a rzeczywistość jest zupełnie inna,
 
 
 
  • 13/09/2003, 15:54
    Redakcja
    przerzuty (Odp: 12)
    moja 30 letnia szwagierka ma przerzuty do kości....gaśnie w oczach... opieka medyczna jest w naszym kraju beznadziejna.Klinika onkologiczna, w której odbywa się leczenie w zasadzie niewiele robi - raz w miesiącu zawozi się chorą ( na własną rękę oczywiście) na aredię przy czym oprócz badania krwi i "konsultacji" z lekarzem, która trwa ledwie 5 min, a czeka się na nią ok 2 godz.Morfinę zlecili jej lekarze w szpitalu, do ktorego ją zawieźliśmy, kiedy bylo tragicznie. Wyniki krwi od dawna miała złe i dopiero w szpitalu w miejscu zamieszkania podano jej kilka jednostek krwi i zalecono zastrzyki z żelazem. Jeśli chodzi o rozmowę na temat stanu zdrowia chorej to w klinice nikt nie rozmawiał, nie informował o stanie faktycznym chorej ani jej ani rodziny.Zdaje się, że lekarze położyli krzyżyk i nawet nie zawracają sobie głowy choćby rozmową. Czy tak w każdej klinice w naszym kraju tak jest?Przecież tyle się mówi o tym że lekarz powinien informować i rozmawiać z chorymi i rodziną.My sami na własną rękę szukamy informacji na podstawie wyników badań...Szukamy pomocy w funadacjach tudzież u znajomych lekarzy... czy tak być powinno?? Przykre, że mówi się tyle w mediach o opiece, o rozmowie....a rzeczywistość jest zupełnie inna,
  • 13/09/2003, 18:35
    Redakcja
    lekarze
    Zupełnie się z Tobą zgadzam. Robiłam kontrolną mammografię, niczego się nie spodziewając. Osoba wydająca mi wynik zapytała czy chcę iść od razu na konsultację. Chciałam. Pan doktor spojrzał na zdjęcia, wyjął wizytówkę swojego prywatnego gabinetu i radził nie lekceważyć sprawy. Tak wyglądała konsultacja. Koleżanka poradziła mi aby zgłosić się do przychodni onkologicznej. Poszłam. Tu lekarz rzucił okiem na zdjęcia i bez ogródek zakomunikował mi: nowotwór prawdopodobnie złośliwy - natychmiastowa amputacja. Szok.Przepłakałam 2 tygodnie czekając na wynik badania histopatologicznego. Niestety - lekarz miał rację. Nikt mnie nie uprzedził jakie są konsekwencje takiej operacji. Po wyjściu ze szpitala wpadłam w depresję ale lekarzowi do głowy nie przyszło, żeby zapisać jakieś tabletki lub choćby skierować do psychologa. A przecież widział co się ze mną działo. Zupełnie się rozsypałam. To nie jest operacja o której się da zapomnieć. Teraz chodzę na kontrolne badania, które ograniczają się do wypisania recepty. To ja muszę wiedzieć o jakie badania powinnam się upominać, bo lekarza to nie interesuje (" może pani lekarz pierwszego kontaktu da skierowanie na mammografie bo to kosztuje a klinika nie ma pieniędzy") a przecież raz w roku powinno się zrobić mammografię drugiej piersi, prześwietlenie płuc,badania cytologiczne, pomiar grubości endometrium ( przy zażywaniu tamoxifenu ), próby wątrobowe, badanie gęstości kości.
    Może są lekarze, którzy z chorymi rozmawiają ale ja na takich nie trafiłam.
    Agnieszko pozdrawiam Ciebie i szwagierkę - nie dajcie się chorobie na przekór lekarzom.
  • 13/09/2003, 21:04
    Redakcja
    Oburzające...
    Jestem przerażony relacją. Mówi się o zachowniu godności, opiece paliatywnej, dbałości o chorą osobę i rodzinę. Wszystkim jest trudno, jesteśmy ludźmi. Jak lekarze mogą tak postępować?!
    Czy lekarze sądzą, że do nich ludzkie zasady się nie stosują? Gdzie są przysięgi pomocy ludziom? Czy pieniądze, które przysłoniły im świat (normalny, ludzki) zabiorą za sobą w wiecną drogę?
    Czy to lekarze są chorzy, czy cały system, który na to pozwala?
    Piszcie, jak spotkacie na swojej drodze lekarza CZŁOWIEKA - dla dobra chorych i korzyści dobrego lekarza.
  • 13/09/2003, 21:55
    Redakcja
    Przerzuty (Odp: 1)
    Małgosiu - przykro mi bardzo,że potwierdzasz moją opinię o opiece medycznej w naszym kraju.Miałam nadzieję, że może to my trafiliśmy na nie tych lekarzy co trzeba. Przykre to bardzo acz niestety prawdziwe. Chory i jego rodzina pozostają sami sobie. O opiece psychologów to w ogóle nie ta bajka, nie ten kraj...Zresztą z tego co wiem to po amputacji piersi żaden lekarz nie zainteresował się szwagierką jeśli o chodzi o sferę psychiczną Nie dostała wskazówek co dalej robić, jak żyć, czego się wystrzegać.Ba nawet nie dostała skierowania na żadną gimnastykę ani zalecenia na kontakt choćby z Amazonkami.Kompletnie nic. Jak oglądam programy na Discovery to chce mi się wyć... Polska jest naprawdę trzecim światem jeśli chodzi o medycynę.My teraz jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, gdyż naprawdę nie wiemy co dalej robić jak się zachować, jak z nią rozmawiać.Byłam dwa razy w hospicjum ale właściwie nic oprócz ( albo aż) rozmowy z onkologiem nie otrzymałam.Poinformował mnie tylko, że stan jest beznadziejny i niestety....Ale nadal żadnego psychologa, ani wizyty domowej. wspomnę jeszcze tylko, że szwagierka ma 5 letnią córeczkę, na której cała ta sytuacja tez odbija się na psychice. Szvczęściem jest tylko to, że ma naprawdę bardzo dobrego męża, który troszczy się o nią i nawet nie myśli o tym,żeby ją oddać gdzieś pod opiekę...Czy on tez nie potrzebowałby wsparcia specjalisty??? Myślę, że tak.Tylko gdzie szukać ludzi, którzy chcą pomóc???Pozdrawiam i życzę Ci wszystkiego najlepszego i żebyś wygrała z chorobą.
  • 14/09/2003, 16:54
    Redakcja
    Może Amazonki mogą... (Odp: 5)
    Do Pani Agnieszki:
    Może warto skontaktować się z Amazonkami w danym mieście lub okolicy. One powinny mieć rozeznanie do kogo się zwrócić może same też mogą pomóc. To są osoby, które pewnie same doświadczyły podobnych sytuacji, może znają odpowiednich lekarzy ... Trzeba próbować!!!
  • 12/05/2005, 14:31
    Redakcja
    do Agnieszki
    Ja miałam amputowaną pierś w 1992 roku brałam czerwoną chemię po czterech latach przeżut do kości naświetlania ,nolwadex aredia,już nie chodziłam ale po roku zaczęłam chodzić .W 2002 roku znów przeżut do ręki a cały czas co miesiąc brałam aredię znów naświetlania ,ręka mi się sama złamała ,zażywam femarę boneos ręka się zrosła poczułam się lepiej.W2004 zatrzełem kaszleć duszno woda w płucach przeżut do płuc znów chemia w kroplówkach potem xeloda tabletki i znów dobrze nie wiem jak długo ale żyję już 13 lat pozdrawiam moje gg8785574
  • 14/05/2006, 19:10
    Redakcja
    piers
    prosze odezwij sie na moje gg 3701299 blagam mam pytanie do ciebie czekam
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady