Forum

 
Temat: JA
 
 
 
Default Avatar

15/10/2006, 15:29
JA
Mam 26 lat Rok temu [moze nawet wiecej] wykrylam u siebie guza wielkosci ok 2,5 cm. Nie bylam u lekarza, bo chyba nie chce zyc na takim swiecie, nie potrafie patrzec na cierpienie inych, na ludzka glupote. Przepraszam jednoczesnie wszytskie kobiety, ktore walcza i maja cel w tym zyciu, nie chca jeszcze stad odchodzic.
 
 
 
  • 15/10/2006, 15:29
    Redakcja
    JA (Odp: 26)
    Mam 26 lat Rok temu [moze nawet wiecej] wykrylam u siebie guza wielkosci ok 2,5 cm. Nie bylam u lekarza, bo chyba nie chce zyc na takim swiecie, nie potrafie patrzec na cierpienie inych, na ludzka glupote. Przepraszam jednoczesnie wszytskie kobiety, ktore walcza i maja cel w tym zyciu, nie chca jeszcze stad odchodzic.
  • 15/10/2006, 15:48
    Redakcja
    re (Odp: 2)
    chyba jednak chcesz żyć ....... skoro o tym piszesz ...........
    pozdr.
  • 15/10/2006, 16:36
    Redakcja
    Jeszcze jeden element (Odp: 1)
    Oprócz guza zauważyłam po tej samej stronie nabrzmienie [tez od około roku] ramienia - jest to zgrubienia, nawet trochę bolesne, mięśni ramienia. Z ciekawości pytam: czy to moze miec związek z guzem?
  • 15/10/2006, 16:46
    Redakcja
    życie
    Szkoda, że w tak młodym wieku nie jesteś pewna, czy chcesz żyć. Może to depresja? Chciałabym mieć teraz Twoje 26 lat, baaardzo.... Nie każdemu życie się układa po jego myśli, problemy ma każdy - są po to właśnie, żeby je rozwiązywać. Nie wiesz przecież, co przyniesie następny dzień. A jeśli zdarzy się coś, dla czego warto będzie żyć i któregoś dnia zmienisz zdanie, możesz mieć na wszystko za mało czasu.
  • 15/10/2006, 16:51
    Redakcja
    natychmiast do lekarza!
    dziewczyno, co ty bredzisz? chyba nie chcesz żyć? chcesz, dużo bardziej niż ci się wydaje. masz dopiero 26 lat-wszystko co w życiu piękne jeszcze przed tobą. ale żeby tak było, musisz iść do lekarza. jeśli to nic poważnego, to już wiesz, że jesteś odważna bo poszłaś i możesz iść przez życie radośnie. jeśli to coś, co trzeba wyleczyć, to zrobisz to, bo chcesz żyć. idź do lekarza i napisz, jaka diagnoza. jesteś dorosła i musisz zachowywać się poważnie. czekam na info.
  • 15/10/2006, 17:48
    Redakcja
    Ja - odpowiedź
    Chcesz zyć moja droga! wizyta na tym forum potwierdza to, Ale myślę, że chcesz wprowadzić trochę "dramaturgii", bo to, że nie chcesz żyć jest wątpliwe, poprostu każdy chce żyć.
    Piszesz o ludzkiej głupocie ......... ale zbyt mądre to, że nie konsultujesz się z lekarzem to chyba nie jest ???
    Wybacz, że tak piszę, ale tak to rozumiem.
    Nie musisz przepraszać kobiet za to, że chcą żyć, że chcą patrzeć jak dorastają ich dzieci ...... i że chcą być w miarę szczęśliwie, choroba to nie jest ich wybór, to jest coś z czym muszą stoczyć walkę, poddanie się świadczy o słabości charakteru, a Ty nie jesteś...... chyba słaba??????
    Na patrzenie ....cierpienia innych ludzi jesteśmy "skazani" juz praktycznie od swoich narodzin, także to nic nowego.
    Ale podjęcie "walki" z przeciwnościami losu" to jest prawdziwym wyzwaniem, to jest dla herosów, "mazgaje" nie dadzą sobie rady, a może..... jednak spróbują............ :)
  • 15/10/2006, 21:53
    Redakcja
    zastanawiające???
    to co piszesz. znam babkę, której amputowano pierś, wycięto węzły - mając 27 rok swego życia. zgłosiła się w porę i i co....???? 2 miesiące temu odeszła na emeryturę, pracując do 60-tki. cierpi teraz Twoja psycha i sądzę, że powinnaś znaleźć się jednocześnie ze swoim problemem u onkologa i psychitary (złapałaś deprechę). pomyśl - jakie kiedyś były metody i środki leczenia , a ja jakie są teraz?? także maszeruj, nie prześpij tematu. a znam też babkę z pracy, która przyjęła taką postawę jak TY i naprawdę pożyła z "jakimś tam" guzem 3 lata tylko. naprawdę życie piękne! zmień myślenie, ale sama sobie nie poradzisz z psychiką w tym momencie i to żaden wstyd iść do psychiatry!!! pozdrawiam i się odezwij.
  • 17/10/2006, 10:28
    Redakcja
    Ja też... (Odp: 14)
    Może Cie to zdziwi , ale nie jesteś osamotniona.Ja jestem w podobnym wieku i od maja 2006 roku po usunięciu guzka wiem , że mam raka.Wszyscy twierdzili ,że to gruczolakowłókniak, wszystkie badania wskazywały ,że zmiana jest w 100% łagodna.Guz był usunięty za pomocą mamotomu więc bez kontaktu z powietrzem.Okazało się ,że jest tam malutkie ognisko rakowe, ale niestety zjadliwe.Byłam u wielu onkologów przedstawiali bardzo różniące się między sobą metody leczenia. Ba jestem w posiadaniu dwóch USG , wykonanych w tym samym dniu (jedno w czołowym ośrodku onkologicznym w Polsce drugie u jednego z najlepszych lekarzy czytających USG), które wzajemnie się wykluczją.Wg. jednego jestem całkowicie zdrowa, drugie jest fatalne - robiąca to USG lekarka do momentu, aż nie poznała diagnozy histopatologicznej traktowała mnie jak przewrażliwioną osobę, która koniecznie czegoś szuka a ona uważa ,że jest wszystko w porządku. Jak ją poinformowałam , że mam raka to dopiero zaczęła się wycofywać i nagle wynik z b. dobrego stał się bardzo podejrzany, ba doszukała się nawet powiększonych węzlów chłonnych(?)których wcześniej nie widziała .Więcej - zrobiłam MR piersi (też w czołowym ośrodku) i największym problemem osoby opisującej było to ,że otrzymany obraz nie znajduje potwierdzenia w diagnozie znajdującej się na skierowaniu.Ba ta lekarka nie potrafiła nawet znaleźć miejsca usuniętego guza i cały opis skoncentrowała na na zmianie opisanej w MR sprzed 4 lat.Podziwiam Panie , które tak bezprzecznie wierzą w diagnozy lekarskie. Sława profesorska okaleczyła mają babcie w 100% przekonaniu , żę guz na nerce jest guzem złośliwym przerzutowym z jelita grubego gdzie wcześniej usunieto złośliwego guza (potwierdziło niezależnie 4 moich znajomych lekarzy). Guz był zwykłą torbielą a Babcia została bez nerki. Twierdzono ,że Babcie umrze w ciągu 6m, gdyż nie poddała się chemii ani żadnemu wyniszczającemu leczeniu. Dzięki Bogu minęło 6 lat a Babcia ma się dobrze, a lekarze cały czas zastanawiają się dlaczego moja babcia żyje.Wbrew temu co mówią lekarze namawiający nas na wyniszczające kuracje z rak nie można się wyleczyć. To nie pierś jest chora , ale uszkodzenie łańcucha DNA i żadna amputacja tu nie pomoże!!!.Rak jest inny w każdym przypadku tak jak różne jest u każdego z nas DNA-Wystarczy przeczytać podręcznik z onkologii .Moja znajoma która zachorowała w tym samym czasie co ja jest już po amputacji obydwu piersi i choroba nadal postępuje.Oczywiście nie można nic nie robić .Przede wszystkim dieta ( brokuły , kapusta, orkisz, zero alkoholu ), olej lniany, selen , beta- caroten, koenzym ku 10 i bardzo duże dawki witaminy C min. 4000mg dziennie- o ile wytrzymują nerki no i guz brzozy i specjalne mieszanki ziołowe.Piszę ogólnie bo nie chcę nikomu zrobić krzywdy. Sama wszystko sobie ustaliła w oparciu o wiedzę z wielu żródeł i sama to na sobie wypróbowuję . Efekt jest taki , że nie mam żadnych zmian, przytyłam i czuję się bardzo dobrze. Przy czym prowadzę bardzo oszczędający tryb życia. zrezygnowałam z pracy na etacie, wysypiam się, dużo wypoczywam, unikam stresu, żadnych używek itp.Oczywiście jestem pod stałą opieką onkologiczną.Z badań wykonuję regularnie USG i MR . Unikam mamografii i jakichkolwiek prześwietlań. Moja dobra kondycja wprawia w osłupienie lekarzy i co dziwne spotkałam lekarzy którzy również nie wierzą w skuteczność chemii, temoksifenu , radioterepii, tylko jak twierdzą w leczeniu raka są procedury których muszą się trzymać. Zamierzam podzielić się swoimi doświadczeniami w mojej walce z rakiem ale musi upłynąc jeszcze trochę czasu aż przekonam się o skuteczności podjętej drogi. Agnieszko jeżeli odrzucasz konwencjonalne leczenie to zadaj sobie trud poznania przeciwnika i walcz z nim w inny sposób. Powodzenia i głowa do góry można z nim wygrać nie rujnując sobie życia ale to walka prze całe życie.Z tego nie można się wyleczyć bo nikt na dzień dzisiejszy nie potrafi naprawić łańcucha DNA.
  • 17/10/2006, 11:15
    Redakcja
    c.d. (Odp: 1)
    Brdzo dzękuję Wam wszystkim za zainteresowanie mną i za cenne słowa. Każdy z tych postów jest dla mnie ważny, nawet nie wiecie jak ważny. Byc może w przyszłym tygodniu udam się do onkologa, żeby przynajmniej poznac diagnozę. Ale jestem juz przygotowana na najgorsze, bo po tak długim czasie dobrowolnego żywienia przeze mnie tego pasożyta nie wierzę, by to się skończyło optymistyczną diagnozą. Tym bardziej, że ja fizycznie czuję się kiepsko, tak jakbym traciła siły z dnia na dzień.
    Pozdrawiam.[jeśli moje posty stwarzają wrażenie, że "dramatyzuję" swoją syuację, to chcę zaznaczyc, że robię to nieświadomie].
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady