Forum

 
Temat: JA
 
 
 
Default Avatar

18/10/2006, 09:44
Re:
Dziękuję bardzo za odp. Aga, nie wiem czy dobrze zrozumiałam. Czy wycięta zmiana za pomocą mammotomu zawierała w sobie to ognisko raka? Tzn., czy był to DCIS, czy inwazyjny? Czy wycięte bez marginesów i podejrzenie, że mogło coś zostać? Jakie zmiany zostawili Ci w piersi? Wiesz, ja też miałam malutką zmianę, która okazała się rakiem inwazyjnym. Zdecydowałam się na następny zabieg: kwadrantektomię. Nic na to nie wskazywało, żadne badania, nawet biopsje, a węzły - niepowiększone, były już zajęte. Cholerstwo jest podstępne, niewykrywalne i szybko się rozprzestrzenia. Pisałam więc przez pryzmat swojego przypadku. Cieszę się, że te zmiany Ci się cofnęły i obeszłaś się bez chemii. Aga, nie potrafię żyć oszczędzając się, bo intensywność życia pozwala mi zapomnieć o chorobie. Szybko się męczę i kiedy "padam na twarz" wypoczywam, bo nie mam innego wyjścia. Nigdy tego nie nadużywałam, ale czasem używam wina czerwonego, piwa, kawy i sporadycznie papierosów. Właściwie nie odmawiam sobie niczego na co akurat mam ochotę. Trzymaj się.
 
 
 
Sortuj od najstarszego / Sortuj od najnowszego  | Zwiń Wątki | Skrócona Treść
 
 
  • 15/10/2006, 15:29
    Redakcja
    JA (Odp: 26)
    Mam 26 lat Rok temu [moze nawet wiecej] wykrylam u siebie guza wielkosci ok 2,5 cm. Nie bylam u lekarza, bo chyba nie chce zyc na takim swiecie, nie potrafie patrzec na cierpienie inych, na ludzka glupote. Przepraszam jednoczesnie wszytskie kobiety, ktore walcza i maja cel w tym zyciu, nie chca jeszcze stad odchodzic.
  • 18/10/2006, 21:20
    Redakcja
    do Kamy
    Nie zamierzałam uświadamiać tylko polemizowałam z twoim przekonaniem dot. możliwości wyleczenia z raka.Naiwność jeszcze nikomu szczęścia nie przyniosła( zdrowia też) POZDRAWIAM
  • 18/10/2006, 21:10
    Redakcja
    Aga (Odp: 1)
    wiem, że chcesz dobrze, ale raczej źle wychodzi. wszystko to prawda-remisja to nie wyleczenie, ale jednak żyją, są szczęśliwe i nie w głowie im takie dyskusje. proszę cię, nie uświadamiaj mnie już więcej. pozdrawiam
  • 18/10/2006, 21:06
    Redakcja
    Aga (Odp: 2)
    Przepraszam, ale nie było moim zamiarem wmawiać komukolwiek, że umrze.Sama znam osoby które żyją z rakiem wiele lat, ale to wcale nie wskazuje,że ktoś się z tego wyleczył.Z cukrzycą też można żyć , a jeszcze nikt się z niej nie wyleczył.Tylko nie można mylić remisji z wyleczeniem .Pozdrawiam
  • 18/10/2006, 20:56
    Redakcja
    nie rozumiem irytacji
    Wybacz , ale nie rozumiem Twojej irytacji.Napisałam tylko co skorzystałam pomimo tego,że dostałam wyrok od życia.Na to aby teraz móc pozwolić sobie na zwiedzanie świata i to,że posiadam stabilizację finansową ciężko ja i mój mąż pracowaliśmy.Mnie też jest ciężko i wcale się nie wymądrzam, bo i po co.W obliczu choroby są wszyscy równi i wszyscy wcześniej czy później odejdziemy.Nie powinno się nikogo obrażać ta takim forum jak to .Pozdrawiam
  • 18/10/2006, 20:52
    Redakcja
    do Agi (Odp: 3)
    otóż nie zgadzam się z poglądem, że to choroba nieuleczalna. znam kobiety, które zachorowały przeszło 20 lat temu i mimo bardzo ograniczonych wtedy metod leczenia - żyją nadal i mają się świetnie. nie usypiam swojej czujności i wątpię, by którakolwiek kobieta raz dotknięta tą chorobą bagatelizowała samą chorobę jak i wszelkie sygnały swojego ciała. my leczymy się konwencjonalnie, ty niekonwencjonalnie. i mamy wszystkie do tego prawa. ale proszę cię, nie wmawiaj mi, że się łudzę albo że i tak umrę niedługo, bo nie podoba mi się to wcale. za wszelkie tego typu rady serdecznie dziękuję. pozdrawiam
  • 18/10/2006, 20:43
    Redakcja
    do Kamy (Odp: 4)
    Nie było moim zamiarem zirytownie kogokolwiek.Ale wydaje mi się ,że świadomość prawdziwego oblicza choroby i zdanie sobie sprawy z jej nieuleczalności na obecnym etapie postępu nauk medycznych może tylko pomóc ponieważ, nie usypia naszej czujności.Można zawsze się łudzić tylko cena za dobre samopoczucie może być bardzo wysoka. Pozdrawiem
  • 18/10/2006, 20:22
    Redakcja
    do Melanii
    Droga Melanio dziekuję za twoje zainteresowanie. Zdiagnozowano u mnie raka inwazyjnego. Diagnoza brzmi: Carcinoma ductale invasium Bloom II.Tak więc nie ma żartów.Wycięty mamotomem guz z 1 mm marginesem, tak więc prawdopodobieństwo ,że coś zostało było bardzo duże.Od zabiegu mija 5 miesięcy więc coś musiałoby już ruszyć, przynajmniej tak twierdzą lekarze , którzy oglądają mnie jak okaz.Miałam robiony MR nie ma żadnych zmian.Nawet miejsce zabiegu jest całkowicie czyste.Wiem ,że to cholerstwo jest podstępne i nie zamierzam mu sie poddać dlatego cały czas trzymam rękę na pulsie i cały czas się kontroluję.Trzymaj się Melu i uważaj na siebie.
  • 18/10/2006, 16:53
    Redakcja
    re (Odp: 1)
    "Dopiero teraz mam czas dla siebie, zwiedzamy z mężem świat.Pracę na etacie zmieniłam na parę godzin dziennie." bla bla bla ............ i co jeszcze mądrego powiesz ????????
    Też bym chętnie z mężem pozwiedzała swiat i zamieniła pracę na etacie na kilka godzin ........... tylko chybe niewiele osób stać na takie zycie ............... więc mozesz sobie darować te mądre rady .......
  • 18/10/2006, 09:44
    Redakcja
    Re: (Odp: 1)
    Dziękuję bardzo za odp. Aga, nie wiem czy dobrze zrozumiałam. Czy wycięta zmiana za pomocą mammotomu zawierała w sobie to ognisko raka? Tzn., czy był to DCIS, czy inwazyjny? Czy wycięte bez marginesów i podejrzenie, że mogło coś zostać? Jakie zmiany zostawili Ci w piersi? Wiesz, ja też miałam malutką zmianę, która okazała się rakiem inwazyjnym. Zdecydowałam się na następny zabieg: kwadrantektomię. Nic na to nie wskazywało, żadne badania, nawet biopsje, a węzły - niepowiększone, były już zajęte. Cholerstwo jest podstępne, niewykrywalne i szybko się rozprzestrzenia. Pisałam więc przez pryzmat swojego przypadku. Cieszę się, że te zmiany Ci się cofnęły i obeszłaś się bez chemii. Aga, nie potrafię żyć oszczędzając się, bo intensywność życia pozwala mi zapomnieć o chorobie. Szybko się męczę i kiedy "padam na twarz" wypoczywam, bo nie mam innego wyjścia. Nigdy tego nie nadużywałam, ale czasem używam wina czerwonego, piwa, kawy i sporadycznie papierosów. Właściwie nie odmawiam sobie niczego na co akurat mam ochotę. Trzymaj się.
  • 18/10/2006, 09:21
    Redakcja
    do Agi (Odp: 5)
    Aga, nie dostaję tamoxifenu. otóż ja wolę, żeby nikt mi nie wmawiał, czy się z czegoś wyleczę czy nie. nie jestem naiwna i wiem, na co zachorowałam, ale sianie defektyzmu nie leży w mojej naturze i lekko mnie irytuje. pozdrawiam
  • 18/10/2006, 08:44
    Redakcja
    Kama (Odp: 6)
    Wybacz Kamo ale kwestia tego,że rak jest efektem uszkodzenia DNA jest w nauce bezsprzeczna. Faktem jest ,że nie zawsze genetyka rozumiana jako dziedziczenie odpowiada za pojawienie się raka, ale zawsze rak jego powstanie jest efektem zmian, uszkodzeń w łańcuchu DNA (świetnie wyjaśnia to podręcznik z genetyki dla studentów medycyny).Te uszkodzenia wynikają z wielu czynników, jednym z nich jest niewłaściwa dieta -ta kwestia zaczyna być już bezsporna. Z TEGO NIGDY SIĘ NIE WYLECZYSZ, ALE MOżNA Z TYM ŻYĆ i to całkiem dobrze. I aby żyć trzeba spojrzeć prawdzie w oczy.A co do leku napewno dostajesz tamoksifen bo to jedyny refundowany u nas lek. Świat już od tego odchodzi -jest mało skuteczny i zwiększa ryzyko raka szyjki macicy i to bardzo i wbrew temu co mówią lekarze (u nas w kraju) nie zabezpiecza tak skutecznie przed przerzutami. Poproś lekarza o transaminazy. Chyba od września są refundowane we Francji.Pozdrawiam
  • 18/10/2006, 08:26
    Redakcja
    do Melanii (Odp: 4)
    Droga Melu lekarze w przypadku mojej Babci popełnili radykalny błąd i nie wykonali nawet biopsji bo nie mieli żadnych wątpliwości co do tego ,że guz jest przerzutem.Profesor nie potrafił nawet ukryć wstydu- co u lekarzy jest rzadkościa - jak otrzymał wyniki.Usunięcie zdrowej nerki jest potwornym, niedopuszczalnym okaleczeniem. Babci żyło by się bezpiczniej z dwoma nerkami. Nie można usprawiedliwiać takich działań daleko idącą troską o pacjenta.A co gdyby w takiej trosce (czytaj w wyniku błędu) amputowali nogę!!!!! To ewidentny błąd lekarski.
    W kwestii dalszej .Każda osoba tutaj będąca na forum i wybacz także Ty także zawsze będziesz się trzęsła nad sobą bo jak sama powiedziałaś raka nie można wyleczyć-chociaż z tego co piszesz wydaje Ci się że się wyleczyłaś - zresztą dobrze po pozytywne nastawienie to podstawa - a guzy rakowe robią sie nawet na bliznach po amputowanych piersiach.Lekarzy w moim przypadku dziwi nie tylko to ,że przytyłam bo masz rację wypoczynek robi swoje , ale to , że zmiany jakie miałam sie cofnęły, a ja mam po prostu czyste piersi, chociaż to podobno niemożliwe.Ja nie pisałam, ŻE ZIOŁA MAJĄ NAPRAWIC DNA -BO TO NIEMOŻLIWE.ICH CELEM JEST TAKA AKTYWIZACJA ORGANIZMU ABY SAM ZWALCZYŁ KOMÓRKI RAKOWE.Obecne najnowsze badania nad rakiem też poszły w tym kierunku.Zioła to tylko wycinek tej mojej kuracji i to nie ten najważniejszy, biorę jeszcze inne specyfiki i to nie te "cudowne reklamowane w internecie".Jestem pod stałą opieka onkologa i robie regularne badania.A co do jakości życia. Dopiero teraz mam czas dla siebie, zwiedzamy z mężem świat.Pracę na etacie zmieniłam na parę godzin dziennie.A rezygnacja z alkoholu - Można wytrzymać. Droga Melu przynajmniej zrezygnuj z alkoholu bo ten gad nie go nie znosi.Alkohol nawet w bardzo małych ilosciach drażni komórki rakowe. Ta choroba jak wiesz nie znosi wysiłku ani fizycznego ani psychicznego.Oszczedzaj się bo napewno przeszłaś ogromna traumę poddając się proponowanemu przez lekarzy leczeniu i szkoda to zmarnować. Pozdrawiam
  • 17/10/2006, 22:26
    Redakcja
    brawo
    ucieszyłaś mnie swoją podjętą decyzją - pójdź do lekarza, nawet o ile nie masz na to ochoty, ale żyj świadomie, a świadomość Ci podpowie co masz robić dalej - liczę, że wybierzesz rozsądną dla siebie decyzję, no i wreszcie jak dźwigniesz swoją psychikę, to spojrzysz na świat i powiesz WARTO było, życie jest piękne! Pozdrawiam Cię Agnieszko i odezwij się do nas, bo jak sama widzisz, nikt Cię tu ze swoim problemem samą nie zostawił, a Ty niepotrzebnie się tak katujesz od środka sama. Do usłyszenia
  • 17/10/2006, 20:00
    Redakcja
    Melania, jestem z tobą (Odp: 7)
    też byłam chora i WYLECZYŁAM SIĘ. kwestia uszkodzenia dna nie jest taka oczywista - to nie tylko genetyka albo nie zawsze genetyka odpowiada za pojawienie się choroby. ale ja już jestem zdrowa, bo dostałam chemię, radioterapię i dobry, skuteczny lek. na tyle skuteczny, że nie myślę o koszmarze, nie katuję się dietami, żyję radośnie i mam nadzieję długo. pa
  • 17/10/2006, 16:36
    Redakcja
    do Agi (Odp: 13)
    Wszystkie tutaj doskonale wiemy, że na raka nie ma lekarstwa. Chemia i radioterapia stosowane są tylko uzupełniająco do chirurgii, która jest jedynym sprawdzonym sposobem na pozbycie się guza. Twoja Babcia jest bez nerki, ale żyje. Sama widzisz, jak ciężko lekarzom określić guz przed wycięciem i badaniem hist-pat. Gorzej byłoby, gdyby wcześniej określili go jako torbiel i okazałoby się już za późno, że to rak. Chemia poprawia wyniki tylko najwyżej u 20% chorych, więc widocznie Twoja Babcia była w tych 80%. Nie wierzę, że dieta i zioła spowodują "naprawę" DNA i odwrócenie procesu mutacji komórek. Równie dobrze mogą zaszkodzić i spowodować dodatkowy ich rozrost. Przytyłaś, bo wypoczywasz i odżywiasz się dobrze. Każdy sam wybiera sposób na życie. Ja wolałam szybko wyleczyć się w CO, aby teraz żyć zupełnie normalnie, nie "trząść się" nad sobą, cieszyć się pracą, rodziną, intensywnie realizować plany, stosować używki - jak najbardziej, itd. Będę żyła może krócej, ale na pewno przyjemniej. Pozdrowienia.
  • 17/10/2006, 11:15
    Redakcja
    c.d. (Odp: 1)
    Brdzo dzękuję Wam wszystkim za zainteresowanie mną i za cenne słowa. Każdy z tych postów jest dla mnie ważny, nawet nie wiecie jak ważny. Byc może w przyszłym tygodniu udam się do onkologa, żeby przynajmniej poznac diagnozę. Ale jestem juz przygotowana na najgorsze, bo po tak długim czasie dobrowolnego żywienia przeze mnie tego pasożyta nie wierzę, by to się skończyło optymistyczną diagnozą. Tym bardziej, że ja fizycznie czuję się kiepsko, tak jakbym traciła siły z dnia na dzień.
    Pozdrawiam.[jeśli moje posty stwarzają wrażenie, że "dramatyzuję" swoją syuację, to chcę zaznaczyc, że robię to nieświadomie].
  • 17/10/2006, 10:28
    Redakcja
    Ja też... (Odp: 14)
    Może Cie to zdziwi , ale nie jesteś osamotniona.Ja jestem w podobnym wieku i od maja 2006 roku po usunięciu guzka wiem , że mam raka.Wszyscy twierdzili ,że to gruczolakowłókniak, wszystkie badania wskazywały ,że zmiana jest w 100% łagodna.Guz był usunięty za pomocą mamotomu więc bez kontaktu z powietrzem.Okazało się ,że jest tam malutkie ognisko rakowe, ale niestety zjadliwe.Byłam u wielu onkologów przedstawiali bardzo różniące się między sobą metody leczenia. Ba jestem w posiadaniu dwóch USG , wykonanych w tym samym dniu (jedno w czołowym ośrodku onkologicznym w Polsce drugie u jednego z najlepszych lekarzy czytających USG), które wzajemnie się wykluczją.Wg. jednego jestem całkowicie zdrowa, drugie jest fatalne - robiąca to USG lekarka do momentu, aż nie poznała diagnozy histopatologicznej traktowała mnie jak przewrażliwioną osobę, która koniecznie czegoś szuka a ona uważa ,że jest wszystko w porządku. Jak ją poinformowałam , że mam raka to dopiero zaczęła się wycofywać i nagle wynik z b. dobrego stał się bardzo podejrzany, ba doszukała się nawet powiększonych węzlów chłonnych(?)których wcześniej nie widziała .Więcej - zrobiłam MR piersi (też w czołowym ośrodku) i największym problemem osoby opisującej było to ,że otrzymany obraz nie znajduje potwierdzenia w diagnozie znajdującej się na skierowaniu.Ba ta lekarka nie potrafiła nawet znaleźć miejsca usuniętego guza i cały opis skoncentrowała na na zmianie opisanej w MR sprzed 4 lat.Podziwiam Panie , które tak bezprzecznie wierzą w diagnozy lekarskie. Sława profesorska okaleczyła mają babcie w 100% przekonaniu , żę guz na nerce jest guzem złośliwym przerzutowym z jelita grubego gdzie wcześniej usunieto złośliwego guza (potwierdziło niezależnie 4 moich znajomych lekarzy). Guz był zwykłą torbielą a Babcia została bez nerki. Twierdzono ,że Babcie umrze w ciągu 6m, gdyż nie poddała się chemii ani żadnemu wyniszczającemu leczeniu. Dzięki Bogu minęło 6 lat a Babcia ma się dobrze, a lekarze cały czas zastanawiają się dlaczego moja babcia żyje.Wbrew temu co mówią lekarze namawiający nas na wyniszczające kuracje z rak nie można się wyleczyć. To nie pierś jest chora , ale uszkodzenie łańcucha DNA i żadna amputacja tu nie pomoże!!!.Rak jest inny w każdym przypadku tak jak różne jest u każdego z nas DNA-Wystarczy przeczytać podręcznik z onkologii .Moja znajoma która zachorowała w tym samym czasie co ja jest już po amputacji obydwu piersi i choroba nadal postępuje.Oczywiście nie można nic nie robić .Przede wszystkim dieta ( brokuły , kapusta, orkisz, zero alkoholu ), olej lniany, selen , beta- caroten, koenzym ku 10 i bardzo duże dawki witaminy C min. 4000mg dziennie- o ile wytrzymują nerki no i guz brzozy i specjalne mieszanki ziołowe.Piszę ogólnie bo nie chcę nikomu zrobić krzywdy. Sama wszystko sobie ustaliła w oparciu o wiedzę z wielu żródeł i sama to na sobie wypróbowuję . Efekt jest taki , że nie mam żadnych zmian, przytyłam i czuję się bardzo dobrze. Przy czym prowadzę bardzo oszczędający tryb życia. zrezygnowałam z pracy na etacie, wysypiam się, dużo wypoczywam, unikam stresu, żadnych używek itp.Oczywiście jestem pod stałą opieką onkologiczną.Z badań wykonuję regularnie USG i MR . Unikam mamografii i jakichkolwiek prześwietlań. Moja dobra kondycja wprawia w osłupienie lekarzy i co dziwne spotkałam lekarzy którzy również nie wierzą w skuteczność chemii, temoksifenu , radioterepii, tylko jak twierdzą w leczeniu raka są procedury których muszą się trzymać. Zamierzam podzielić się swoimi doświadczeniami w mojej walce z rakiem ale musi upłynąc jeszcze trochę czasu aż przekonam się o skuteczności podjętej drogi. Agnieszko jeżeli odrzucasz konwencjonalne leczenie to zadaj sobie trud poznania przeciwnika i walcz z nim w inny sposób. Powodzenia i głowa do góry można z nim wygrać nie rujnując sobie życia ale to walka prze całe życie.Z tego nie można się wyleczyć bo nikt na dzień dzisiejszy nie potrafi naprawić łańcucha DNA.
  • 16/10/2006, 08:22
    Redakcja
    nabrzmienie
    Agnieszko, nie chcę Cię straszyć. Na pewno nic dramatycznego Ci nie dolega, ale też mogą to być np. powiększone regionalne węzły chłonne pachowe. Coś się dzieje z Tobą i musisz SZYBKO to wyjaśnić, zanim podejmiesz wszelkie decyzje. Guzki są różne, w 90% są niegroźne. Te złośliwe mogą dawać przerzuty (najpierw do węzłów).
  • 15/10/2006, 21:55
    Redakcja
    odp.
    Agnieszko, Ty może nie wiesz, ale to wołanie duszy o pomoc i warto żyć, napisałam Ci poniżej też.
  • 15/10/2006, 21:53
    Redakcja
    zastanawiające???
    to co piszesz. znam babkę, której amputowano pierś, wycięto węzły - mając 27 rok swego życia. zgłosiła się w porę i i co....???? 2 miesiące temu odeszła na emeryturę, pracując do 60-tki. cierpi teraz Twoja psycha i sądzę, że powinnaś znaleźć się jednocześnie ze swoim problemem u onkologa i psychitary (złapałaś deprechę). pomyśl - jakie kiedyś były metody i środki leczenia , a ja jakie są teraz?? także maszeruj, nie prześpij tematu. a znam też babkę z pracy, która przyjęła taką postawę jak TY i naprawdę pożyła z "jakimś tam" guzem 3 lata tylko. naprawdę życie piękne! zmień myślenie, ale sama sobie nie poradzisz z psychiką w tym momencie i to żaden wstyd iść do psychiatry!!! pozdrawiam i się odezwij.
  • 15/10/2006, 17:48
    Redakcja
    Ja - odpowiedź
    Chcesz zyć moja droga! wizyta na tym forum potwierdza to, Ale myślę, że chcesz wprowadzić trochę "dramaturgii", bo to, że nie chcesz żyć jest wątpliwe, poprostu każdy chce żyć.
    Piszesz o ludzkiej głupocie ......... ale zbyt mądre to, że nie konsultujesz się z lekarzem to chyba nie jest ???
    Wybacz, że tak piszę, ale tak to rozumiem.
    Nie musisz przepraszać kobiet za to, że chcą żyć, że chcą patrzeć jak dorastają ich dzieci ...... i że chcą być w miarę szczęśliwie, choroba to nie jest ich wybór, to jest coś z czym muszą stoczyć walkę, poddanie się świadczy o słabości charakteru, a Ty nie jesteś...... chyba słaba??????
    Na patrzenie ....cierpienia innych ludzi jesteśmy "skazani" juz praktycznie od swoich narodzin, także to nic nowego.
    Ale podjęcie "walki" z przeciwnościami losu" to jest prawdziwym wyzwaniem, to jest dla herosów, "mazgaje" nie dadzą sobie rady, a może..... jednak spróbują............ :)
  • 15/10/2006, 16:51
    Redakcja
    natychmiast do lekarza!
    dziewczyno, co ty bredzisz? chyba nie chcesz żyć? chcesz, dużo bardziej niż ci się wydaje. masz dopiero 26 lat-wszystko co w życiu piękne jeszcze przed tobą. ale żeby tak było, musisz iść do lekarza. jeśli to nic poważnego, to już wiesz, że jesteś odważna bo poszłaś i możesz iść przez życie radośnie. jeśli to coś, co trzeba wyleczyć, to zrobisz to, bo chcesz żyć. idź do lekarza i napisz, jaka diagnoza. jesteś dorosła i musisz zachowywać się poważnie. czekam na info.
  • 15/10/2006, 16:46
    Redakcja
    życie
    Szkoda, że w tak młodym wieku nie jesteś pewna, czy chcesz żyć. Może to depresja? Chciałabym mieć teraz Twoje 26 lat, baaardzo.... Nie każdemu życie się układa po jego myśli, problemy ma każdy - są po to właśnie, żeby je rozwiązywać. Nie wiesz przecież, co przyniesie następny dzień. A jeśli zdarzy się coś, dla czego warto będzie żyć i któregoś dnia zmienisz zdanie, możesz mieć na wszystko za mało czasu.
  • 15/10/2006, 16:36
    Redakcja
    Jeszcze jeden element (Odp: 1)
    Oprócz guza zauważyłam po tej samej stronie nabrzmienie [tez od około roku] ramienia - jest to zgrubienia, nawet trochę bolesne, mięśni ramienia. Z ciekawości pytam: czy to moze miec związek z guzem?
  • 15/10/2006, 16:20
    Redakcja
    ... (Odp: 1)
    Nie wiem dlaczego napisalam ten post.
  • 15/10/2006, 15:48
    Redakcja
    re (Odp: 2)
    chyba jednak chcesz żyć ....... skoro o tym piszesz ...........
    pozdr.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady