Blog użytkownika - PLYM

jestem oszczędna, po 6 FEC-ach w trakcie radio i hormono.... . moje motto... . wisi, wisi wisiorek... kuca, kuca kucorek... ...

Kwiecień 2009


14 Kwiecień 2009, 18:09

mieszkanie emigranta






Adoptować, adaptować, ulepszać. Wszystko po to by oswoić kolejne wynajmowane mieszkanie. Ponoć wygląd miejsca w którym przebywamy w dużej mierze zależy od nas samych. Stopniowo dodajemy nowe elementy kreujemy przestrzeń według własnego gustu. Teoria teorią a co na to praktyka...?

Flat 3,
21 Sutherland Road
PL8 4SB
Plymouth
Devon
England

To już nasze trzecie mieszkanie odkąd przeprowadziliśmy się do Wielkiej Brytfanii niby przyzwoite ale nigdy nie nazwałabym go domem, raczej przeczekalnią.

Na parapecie postawiłam kaktusa, który przeprowadza się z nami jak równouprawniony członek rodziny. Podlewam go regularnie raz w miesiącu ale nie ma dnia żebym z nim nie zamieniła słowa a to prawię mu komplementy a to piszczę nad nim pieszczotliwie "ti ti ti mój ty kaktusiku" generalnie cioćkam go bez opanowania.  Kiedyś miałam więcej kwiatków ale rozdałam znajomym, teraz stresuję wszystkich wokoło bo gdy zjawiam się u nich w odwiedziny zawsze pytam o moje roślinki i najczęściej się okazuje że niepodlane a o przetarciu listków to już nikt nie pamięta. Takiej sytuacji nie mogę biernie się przyglądać, o nie,  moim moralnym obowiązkiem jest przystapić do natychmiastowej interwencji, może w końcu sumienie kogoś ruszy że dwóch kropel wody roślince żałują. Na początku zwykle wprowadzałam gospodarza w niemała konsternację ale teraz prawdopodobnie już wszyscy uznali że jestem nieszkodliwa więc nikt nie zwraca na mnie uwagi gdy zaczynam podlewać cudze kwiatki.  Mniejsza z tym co kto sobie pomyśli, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia a kwiatek siedzi w doniczce i trzeba podlać biedaka i basta.

Do dużego pokoju kupiliśmy nowe zasłony w kolorze kremowo-błękitno-czekoladowym. Kropeczkowane, geometryczne kwiaty wpisane w koła tworzą optymistyczny wzór, który wyśmienicie nadaje się do wykreowania złudzenia o zadomowieniu. Zostały jeszcze zasłonki do sypialni ale po nie wybrałam się na polowanie do charity shops. Cały dzień zmitrężyłam na poszukiwaniach ale w końcu znalazłam jedne takie przepiękne i oczywiście przy okazji, na własne życzenie, wmanewrowałam się w dodatkową robotę. Okazało się że źle przeliczyłam incze na centymetry i w związku z tym zasłonki były za krótkie.  Ale co tam - pomyślałam - nie z takich opresji wychodziłam już obronna ręką. Wewnętrznie samozmotywowana, ze stoickim spokojem przystąpiłam do odpruwania pasa na zaczepy po to by następnie obrócić zasłonkę o 90 stopni i przyszyć go ponownie tym razem z boku. Niestety nie mam maszyny do szycia więc musiałam sięgnąć po tradycyjne sposoby czyli szycie ręczne. Niebawem igła z nitką zaczęły tańcować na kraniuszku a ja odnalazłam się w nowym zawodzie. Szwaczka. Dobrze że okno nie jest szerokie bo chyba bym cały tydzień się z tym mozoliła a tymczasem sukces osiągnęłam już po dwóch dniach pracy.

Nowe miejsce na cukier, gdzieś obok herbata i kawa w drugiej szufladzie łyżki, noże i widelce a tam na półce postawiłam kubeczki żeby łatwo można było po nie sięgnąć i żeby pięknie się prezentowały. Mam ich około dwudziestu. Kiedyś zbieranie kubków było moja pasją, która prawdopodobnie wynikała z ogólnego zamiłowania do estetycznych i funkcjonalnych przedmiotów. Oczywiście nie zadowalały mnie okazy byle jakie na których widać raster drukarski, w kubeczku musi być pomysł na kształt, odpowiedni kolor, ciekawe zdobienie i  wszystko razem powinno tworzyć zgrabną całość. Pewnego dnia gdy zdobycze angielskie połączą się z polskimi to kubeczkowa kolekcja będzie liczyć około pięćdziesięciu eksponatów albo nawet więcej.

Garczki oraz patelnia w pobliżu kuchenki, przyprawy na półkę obok okapu, talerze zostały na blacie bo brakło wolnego miejsca.  Kuchnia jest mała więc pole manewru mam bardzo ograniczone do tego jeszcze jakiś totalny bezmózgowiec przykręcił wiszące szafki zdecydowanie za wysoko. Nie jestem niska, mam 172 cm wzrostu więc nie wiem czym kierował się owy montażysta umocowując je na takiej wysokości, chyba jedynie brakiem wyobraźni. Dureń. Przez to, najwyższa półka jest zupełnie niefunkcjonalna, środkowa z resztą też gdyż aby do niej sięgnąć muszę wyciągnąć się jak gumka z majtek i odpukać ale jeszcze kiedyś spadnie na mnie z całą zawartością, ta półka ma się rozumieć. Ewidentna głupota wyjątkowo działa mi na nerwy a gdy dodam do tego niechlujstwo wykonania to aż się we mnie coś gotuje. Złość miesza się z niemocą bo w tym samym momencie po raz kolejny dogania mnie nieodparte wrażenie że jestem uwięzienia w klatce. Doskonale wiem że jest to najlepsze mieszkanie jakie udało nam się znaleźć i to po znajomości i w dobrej cenie. Niedbalstwu, które wyłazi z każdego kąta nijak nie można zaradzić. Mieszkanie jest świeżo po remoncie i najwyraźniej wszelkie usterki zostały świadomie zignorowane przez właściciela, trudno więc byśmy na własny koszt dokonywali napraw. W istocie, właścicielowi nie przeszkadzały ale ja nie potrafię zrozumieć ani zaakceptować partactwa ...ehhh... ale będę musiała ... ehhh... spokojnie, to tylko przeczekalnia, ona ma prawo do niedoskonałości. Tak to prawda, ma prawo do niedoskonałości.
Powkładałam ciuchy do szafy. Pudła nie są najlepszym elementem dekoracyjnym mieszkania. Co jednak zrobić gdy szafa jest tylko jedna a innych mebli nie ma? Po dziś dzień cztery kartony nadal stoją obok ściany, bo choćbym wykazała się nie wiem jaką kreatywnością to wciąż nie moge poszczycić się umiejętnością rozszerzania materii,  a szkoda doprawdy, wielka szkoda, jak nic by się przydała.
Wspólnie z mężem zawiesiliśmy moje obrazy i chyba był to ostatni etap oswajania mieszkania.  Mamy teraz prywatną galerię na schodach, której nadałam roboczą nazywę "dekoracją aktywna" gdyż co jakiś czas zamieniam obrazy miejscami, żeby się aranżacja nie opatrzyła. Obecnie ekspozycja składa się z trzech dużych płócien oraz dwóch mniejszych.
...i tak powolutku zamieszkaliśmy tą przestrzeń. Może nawet zaakceptowaliśmy jej mankamenty a może przymknęliśmy na nie oko pocieszając się tymczasowością tego miejsca a może przyzwyczajenie jest druga naturą człowieka. Nie istotne. Najważniejszy jest fakt że zakończyłam leczenie, nie mam zmian meta w kosteczkach i spokojnie moge uznać siebie za uzdrowioną. Szpital w pobliżu nie jest mi juz wiecej potrzebny do szczęścia, zamierzam zapomnieć o oddziale onkologii przynajmniej na najbliższe trzy miesiące . Czas opuścić przeczekalnię i znów wyruszyć na podbój wszechświata i okolic. Zmiany są już blisko.

 


dodaj komentarz

Komentarze [3]

Nowe mieszkanie nowe życie !!! Gratulujemy razem z mamą!!!!!!!!!!!:):):)
Dodano: 2009-04-14 19:56:56, Autor: Agnieszka.
Jak ja to znam!!!Podczas studiów zaliczyłam coś ok.5-6 przeprowadzek, po studiach ze 4. I zawsze mnie zastanawia,jak mało mi do szczęścia trzeba, bo z każdą kolejną rosła tylko liczba książek, a nie innych bibelotów!Ale takie uczucie " jestem tu na chwilę" znam doskonale!Podpisuję się pod Agnieszką!!!!!!
Dodano: 2009-04-14 23:45:46, Autor: Alienor.
witajcie kochane Kobietki po świętach. Mam nadzieję że jajeczko było smaczne a chrzan ostry a baranek mocherowy. Agniesiu jak tam radzicie sobie z mamusią? która to chemia już popłynęła? A jak Twoje zdrówko? Alienorku, cieszę się że jesteś moim stałym czytaczym. To bardzo miłe. pozdrowionka plym
Dodano: 2009-04-15 14:34:02, Autor: PLYM.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Blog - Top 10
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady