Blog użytkownika - joanna (Joanna )

Mieszka w Małopolsce. Członek Zarządu Krakowskiego Towarzystwa "Amazonki" i administrator internetowej strony ...

Marzec 2009


11 Marzec 2009, 10:55

To nie jest koniec świata?

22 października 2003 roku

Gdyby mi ktoś w piątek powiedział, że w środę – w drugiej dobie po mastektomii będę umiała śmiać się do łez – kazałabym mu popukać się w łepetynę. A jednak. Na oddziale chirurgii onkologicznej tragiczny jest tylko szyld. Wewnątrz są cudowne pielęgniarki, zabiegani, ale kompetentni lekarze, no i niesamowite baby z jednym cyckiem, które same siebie nazywają jednorożcami i potrafią się śmiać z byle czego, do łez. A może w tym szaleństwie jest metoda?

Wieczorem przyszła Amazonka. Kobitka z Krakowskiego Towarzystwa Amazonek, też jednorożec, która uczy nowe koleżanki, jak podjąć pierwsze kroki w rehabilitacji ręki po mastektomii. Po czasie osoba ta została moją dobrą znajomą. Była to Grażyna Korzeniowska – szefowa Krakowskiego Towarzystwa Amazonki. Z tymi ćwiczeniami to wcale nie jest taka prosta sprawa. Boli jak cholera, a ćwiczyć trzeba natychmiast po operacji, aby nie dopuścić do przykurczy ręki. Bo wtedy kalectwo gotowe.


23 października 2003 roku

Zawieram nowe znajomości. Pani Władzia jest emerytowaną nauczycielką. Cudowny, pogodny człowiek. Niezmierzone pokłady humoru i dowcipu. Straciła pierś w dwie godziny po mnie.

Lidka Sudyka – doktor nauk humanistycznych (aktualnie już doktor habilitowany), pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego (orientalistka, specjalistka od literatury Indii, władająca różnymi niepojętymi językami, w tym sanskrytem). Ciepło, skromność i iloraz inteligencji w granicach maximum. Kontakt mamy do dziś… jak czas pokazał… nie był to nasz jedyny wspólny pobyt w szpitalu. Ale ten następny był naszą decyzją. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Pani hrabina Marianna. Piękne, bujne włosy, ładna cera, maniery. Na oko sześćdziesiąt – sześćdziesiąt dwa lata. Karta choroby na łóżku twierdzi zaś, że nasza koleżanka (tu wszystkie, bez względu na wiek, mówią do siebie po imieniu) ma osiemdziesiąt cztery lata! Boże, tak wyglądać w tym wieku. Co ja gadam?! Dożyć tego wieku!

I wiele, wiele innych kobitek, znaczna większość bucha optymizmem. Może tylko na zewnątrz?

Martusia też rżnie odważną, ale nocami popłakuje.


27 października 2003 roku

Idę do domu. Tu nikogo długo nie trzymają. Kolejka czeka. O której – nie wiem. Jak będzie wypis. Jeszcze wizyta w zabiegowym. Usuwają mi dren. Trochę nieprzyjemne uczucie. Nie boli, bo nie mam czucia w lewym boku. Zupełnie. Poprzecinane nerwy. Ma to ustąpić do pół roku. Niektórym nie ustępuje.

Mój świętej pamięci lewy cycek i węzły chłonne poszły do badania histopatologicznego. Za dwa, trzy tygodnie dowiem się, jak mój zwierzak ma na imię i jak bardzo należy się go bać.

Na moje miejsce od rana czeka już nowa. Ma dwadzieścia cztery lata, siedmiomiesięczne dziecko w domu i objawy totalnej paniki w oczach. Bierzemy się za nią. Odpowiadamy na pytania, uspakajamy, wciskamy ciemnotę, że musi być dobrze, choć same nie do końca w to wierzymy.

Dostałam wypis. Ślubny zabiera mnie do domu (Jezu, jak on przez te dziesięć dni posiwiał). Jedzie samochodem jak z transportem jaj. Powoli i ostrożnie, omijając wszystkie dziury w jezdni, bo wyję z bólu na wybojach. Zapomniałam poprosić siostrę o procha na drogę.

W domu dopada mnie niestety wisielczy humorek. Nie ma już dziewczyn z oddziału, nie ma tematów o dupie Maryni, nie ma wspólnoty w „przypadku medycznym”. Jestem sama z rodziną, która nie bardzo wie jak ze mną gadać. Młoda popłakuje i tuli się do mnie jak niemowlak. Ślubny cichy jak zwykle, bardziej tylko jakby zmęczony i siwy, próbuje nieba mi przychylić.

Zaczynam roztkliwiać się nad sobą.


dodaj komentarz

Komentarze [0]

Brak komentarzy
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Historia
 
 
 
 
 
 
Blog - Top 10
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady