Blog użytkownika - joanna (Joanna )

Mieszka w Małopolsce. Członek Zarządu Krakowskiego Towarzystwa "Amazonki" i administrator internetowej strony ...

Marzec 2009


11 Marzec 2009, 13:24

Święta? I co z tego?!

8 kwietnia 2004 roku (Wielki Czwartek)

A u mnie okna nie myte, firanki niepoprane, kołacze nieupieczone. Sorry, ale nie dam rady. Ciasto kupię w cukierni, a okna umyję za miesiąc jak będę silniejsza. W końcu mieszkanie jest dla mnie, a nie ja dla mieszkania!

W pracy urwanie pędzla. Roboty na hektary. Normalna niewyróba! Próbuję zwiększyć tempo, ale niewiele z tego wychodzi.

Cóż, dziewięć chemii gdzieś przecież wlazło.


9 kwietnia 2004 roku (Wielki Piątek)

Zdycham nadal. Wróciłam z pracy i padłam. Poszłam spać z misiem Młodej na trzy godziny. Pluszowy Kubuś Puchatek ma już z osiem lat i nadal jest naszym ulubieńcem. Nie mam na nic siły. Najgorszy jest ten paskudny, metaliczny smak w ustach. Niczym tego dziadostwa nie idzie zlikwidować. Pomyśleć, że jak dojdę lekko do siebie, to znów pójdę na chemię – w najbliższy wtorek. Coraz gorzej znoszę chemioterapię. Coraz więcej czasu potrzebuję na dojście do równowagi.


10 kwietnia 2004 roku (Wielka Sobota)

Żyję!!! Wyspałam się do spodu, smak żelastwa w buzi zelżał wyraźnie. Wzięłam się za pichcenie. Żadne wielkie mecyje. Sałatka jarzynowa, żur, tarty chrzan, jajka do koszyczka. Dziś już lepiej. O wiele lepiej. Tak lubię! Pogoda jak złoto; pełne słońce, zero wiatru. Idzie wiosna na całego. Tylko te brudne okna mnie wkurzają, ale nic na siłę. Jutro będzie jeszcze lepiej.

Zmarła Daria Trafankowska. Rak trzustki. Miała tylko pięćdziesiąt lat.


11 kwietnia 2004 roku

Zmarł Jacek Kaczmarski. Rak krtani. Nie chce mi się pisać.

 



13 kwietnia 2004 roku (Święta, Święta i po Świętach)


Dziesiąta chemia, czyli koniec piątego kursu. Został jeden kurs; dwuczłonowy: 5 i 12 maja. Później jestem wolna i zdrowa.
Dziś było miło, nie było badania krwi, więc i długiego czekania nie było. Doktor Małgosia sprawiła się ze mną szybko, ale ja z doktor Małgosią nie. Znów nagromadziło mi się kilka pytań, więc dziś ja robiłam za hamulcowego (przecież nigdy nie taiłam, że jestem upierdliwa w temacie: „muszę wiedzieć, co mnie je”).

Ale dostałam rzetelną i wyczerpującą odpowiedź na temat inhibitorów aromatazy, scyntygrafii kości i częstotliwości badania USG dopochwowego, po zakończeniu chemioterapii (w kontekście Tamoxifenu). Doktor Małgosia rozważa zaś zastąpienie popularnego Tamoxifenu (w tabletkach, przez okres pięciu lat, codziennie) innym lekiem na paskudę hormonozależną: Zoladex (przez okres dwóch lat, w postaci zastrzyków w brzuch, co dwadzieścia osiem dni), jeśli się nie mylę (skarbnica wiedzy z internetu, jak wszystko, co wiem o tej paskudzie: www.rakpiersi.pl), jest to lek znany też pod nazwą Goserelina, z rodzaju analogów LHRH, stosowany u kobiet z rakiem hormonozależnym, w wieku przedmenopauzalnym. Muszę doczytać.

Samopoczucie mierne, ale bez sensacji. Po południu przespałam trzy godziny i jest nieźle. Spokój na trzy tygodnie.

Wieczorkiem konferencja z Gosią – psycholożką, która sugeruje małą bibkę na zakończenie półrocznej walki z paskudą w połowie maja. Przeszkód nie stwierdzam. Byle końcowe wyniki były po mojej myśli. Czasami brzydko mnie pokłuwa w żebrach, w okolicy rany, a może to płuco? Nie bardzo mi przechodzi przez gardło słowo przerzut, ale telepie się ono w mózgownicy.


18 kwietnia 2004 roku


To już przestaje być śmieszne! Dostałam kolejny okres! Piąty od początku chemii. Przecież miało nie być żadnego z nich! Nie wiem jak to powiem doktor Małgosi, żeby nie spadła z krzesła ze śmiechu. Ale utwierdza mnie ten fakt w przekonaniu, że mój organizm jest cholernie silny, a to z kolei daje nadzieję, że poradzi sobie z paskudą.

Nadzieja umiera ostatnia!


22 kwietnia 2004 roku

Załamka! Kompletna załamka! Jestem na dnie rozpaczy. Powodem zejścia w otchłań smutku są rozmiary mojego tyłka. Polatałam po sklepach odzieżowych w celu sprawienia sobie kreacji na wesele koleżanki, które odbędzie się 1 maja br. (pierwsze unijne małżeństwo w „fabryce” i ponoć w powiecie). I co? Jajeczko!

Moja nadwaga w ilości ośmiu kilogramów ulokowała się (zapewne w całości) w moim odwłoku. Matko, jak ja wyglądam!!! Nie mogę na siebie patrzeć. Nogi mnie rozbolały od latania po sklepach, zresztą mają niebożęta co nosić! W końcu wybrałam kostium w kolorze kremowym; eleganckie, szerokie, wizytowe spodnie, bluzeczka z dekoltem zakrywającym tyle ile trzeba, żeby dziury na piersi nie było widać, a do tego długi do kolan, zwiewny żakiet, zakrywający mój wielki tyłek. Jednak i tu był problem, ale miła ekspedientka rozkompletowała dwa zestawy: portki i żakiet mam z nr czterdzieści dwa, a bluzeczkę z nr trzydzieści osiem. Inaczej się nie dało!


23 kwietnia 2004 roku

Znów cuda! Mój boss oświadczył mi, że wystąpił do naszego ministra o przyznanie mi odznaki resortowej za całokształt ”twórczości”!! No patrzcie państwo!

Dużo czasu spędzam ostatnio przy komputerze. Siedzę w internecie. Rozmawiam codziennie z Izabelą Podworską z Olkusza, na czacie „Rovan”. Założyła pokój czatowy na Onecie pod nazwą: rak_piersi. Ma już pięcioletnie doświadczenie w walce z tym cholerstwem, a ma niespełna trzydzieści jeden lat. Dużo się od niej dowiaduję. Umawiamy się na spotkanie w realu.


dodaj komentarz

Komentarze [0]

Brak komentarzy
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Historia
 
 
 
 
 
 
Blog - Top 10
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady