Blog użytkownika - joanna (Joanna )

Mieszka w Małopolsce. Członek Zarządu Krakowskiego Towarzystwa "Amazonki" i administrator internetowej strony ...

Marzec 2009


11 Marzec 2009, 13:08

Kto ma pszczoły, ten ma miód, kto ma dzieci, ten ma ...

23 marca 2004 roku


Zbyt długo było fajnie. Od soboty Młoda narzekała na lekki ból ucha, ale świat się nie walił. Jak zwykle olejek kamforowy wokół ucha, kropelki „Otinum” do ucha – standard. Nie tym razem! Dziś rano Młoda dała koncert wycia i przedstawiała obraz nędzy, rozpaczy i bezgranicznego bólu. Nigdy mnie ucho nie bolało, więc nie znam jego mocy, ale z obrazu porannego Młodej wyglądało na koniec świata!

Bardzo miła i dowcipna Pani laryngolog, do której trafiłyśmy ze skierowaniem od naszej doktor Moniki Rodzinnej, powiedziała, że istotnie boli jak jasna cholera, gorzej chyba niż sam poród. Atmosferka była luźniutka, więc nie zastanawiałam się długo i walnęłam z uśmiechem na twarzoszczęce:

- To ja już wolę obcinanie cycka, chociaż mój Ślubny zapewne polemizowałby z kopniakiem w klejnoty rodowe.

Rozchichotała się kobita porządnie, pogadałyśmy o urzynaniu cycków, pozaglądała Młodej we wszystkie otwory umiejscowione na głowie i zawyrokowała, że to nie jest podejrzewane przeze mnie zapalenie ucha środkowego, a infekcja przewodu słuchowego spowodowana jakąś paskudną bakterią lub innym gronkowcem. Najprawdopodobniej Młoda przywlekła toto z basenu. Zaordynowała antybiotyk giganta i wsadziła Młodej do ucha pół metra tasiemki umoczonej w brunatnej mazi. Nazwała to opatrunkiem. Jutro zmiana „tasiemki”.


A w robocie total! Nie wiem, w co pierwej łapy wsadzić, a moja „ukochana” instancja zwierzchnia, czytaj wojewódzka, zaczęła przerastać samą siebie w wymyślaniu schodów. Wbrew pierwotnym zamierzeniom występowania w pracy w charakterze niemego anioła, który poprzysiągł milczeć jako ten zmurszały głaz, począł we mnie pokwikiwać bunt i nie zdzierżyłam.

Rozwarłam twarz dostojnie, aczkolwiek tonem nieznoszącym sprzeciwu, bo nie dam się przecież na stare lata wpuszczać w gęste maliny. O dziwo – w całej rozciągłości poparł mnie mój Szefciuś i osobiście rozwarł twarz (bez dostojeństwa) na województwo. Wyszło na nasze, ale kilka komórek nerwowych należy zapisać na straty.

Zmęczona jestem obrzydliwie, ale zmusiłam się do spreparowania soczku, co by mi krew nie „siadła” przed następną chemią. W tym temacie trzeba pamiętać o systematyczności w dostarczaniu organizmowi witaminek.

A i pewnie wiosenne szaleństwa pogodowe nie pozostają bez wpływu na moje samopoczucie. Do tego chyba pożegnałam się z okresem, nie było go już ponad czterdzieści dni. Witaj klimakterium!!!


dodaj komentarz

Komentarze [0]

Brak komentarzy
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Historia
 
 
 
 
 
 
Blog - Top 10
 
 
 
 
 
 
Login
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
PoradyVideo
VideoPorady